niedziela, 23 grudnia 2012

Naleśniki ze szpinakiem

To taki obiad z serii: w mniej niż godzinę. Bardzo prosty, superszybki i do tego niedrogi. Warunek jest jeden - trzeba lubić szpinak. Ja jestem jego ogromną zwolenniczką. Chętnie jem go zarówno na surowo - w sałatkach, jak i duszony z masełkiem - jako np. farsz do naleśników. Przyznać jednak muszę, że samym szpinakiem ciężko jest się najeść, więc zazwyczaj podaję go w towarzystwie kurczaka.


Naleśniki z kurczakiem i szpinakiem




Będziemy potrzebować:
  • ok. 14 naleśników (przepis podawałam przy okazji krokietów - klik)
  • 2 piersi z kurczaka
  • opakowanie mrożonego szpinaku (rozdrobnionego) - 400 g
  • 250 ml płynnej śmietanki 18%
  • 3-4 łyżki masła
  • mąką do zagęszczenia sosu
  • przyprawy: sól, pieprz, gałkę muszkatołową, granulowany czosnek
Na początku smażymy naleśniki, choć równie dobrze możemy to zrobić w czasie, gdy farsz się dusi. Masło roztapiamy w rondelku i podsmażamy na nim pokrojonego w drobną kostkę kurczaka. Gdy tylko z wierzchu zrobi się biały, posypujemy mąką i mieszamy aż masło wchłonie mąkę. Wtedy dodajemy rozmrożony szpinak, ponownie mieszamy, a następnie dolewamy śmietankę i przyprawiamy całość do smaku. Farsz dusimy jakieś 10-15 min. (nie mierzyłam czasu, więc ciężko mi to określić) albo po prostu do momentu, kiedy kurczak nie będzie już surowy, a nadzienie stanie się jednolite i kremowe. Na środek każdego naleśnika nakładamy łyżkę farszu i składamy je w następujący sposób: najpierw zawijam do środka górny i dolny brzeg naleśnika, a później boki. Powstaje zgrabny prostokąt, który należy jeszcze podsmażyć z obu stron na złoto i możemy podawać.





Naleśników wychodzi sporo więc pozostałe można zamrozić lub schować do lodówki na następny dzień. Świetnie nadają się też do zabrania do pracy, ponieważ łatwo można je odgrzać w mikrofalówce. Są pyszne, a farsz jest uniwersalny, więc jeśli nie chcemy jeść dwa dni z rzędu tego samego, wystarczy przygotować mniej naleśników, a następnego dnia dodać do farszu jeszcze trochę śmietanki lub mleka i podać go z makaronem. Pycha :)

Smacznego!

sobota, 22 grudnia 2012

Ciasteczka owsiane z dżemem z czarnej porzeczki

Mówiłam już, że kocham ciasteczka owsiane? Oj, chyba tak, a kocham je tak bardzo, bo nigdy mi się nie znudzą. Za każdym razem można robić je inaczej lub wracać do swoich ulubionych. Przepis na ciasteczka owsiane znajdziecie tutaj. Jednak tym razem zamiast rodzynek i moreli tym proponuję dodać do nich dwie garście łuskanego słonecznika oraz ok. pół słoiczka dżemu z czarnej porzeczki. To właśnie ten dżem nadaje im wyjątkowy kolor i smak.


Ciasteczka owsiane ze słonecznikiem i dżemem z czarnej porzeczki






Ostatnio miałam bardzo mało czasu, by poblogować. W pracy przed Świętami było trochę bardziej stresowo niż zwykle i kiedy wracałam do domu, miałam ochotę położyć się spać i obudzić się 2 stycznia. Mam nadzieję, że teraz, kiedy nareszcie mam trochę wolnego, uda mi się to nieco nadrobić.

Wszystkim oraz samej sobie życzę dużo odpoczynku i miłego wieczoru!

niedziela, 9 grudnia 2012

Meksykańskie chili po polsku

Już mówiłam, że bardzo lubię tego typu dania. Są sycące i rozgrzewające, a poza tym proste w przygotowaniu. Być może moje chilli nie jest tradycyjnym, meksykańskim chilli, ale ja je bardzo lubię. Zapraszam.


Chili con carne




Będziemy potrzebować:

  • 500 g mięsa mielonego, najlepiej wołowiny
  • 1 puszkę czerwonej fasoli
  • 1 puszkę białej fasoli
  • 1 puszkę kukurydzy
  • 2 puszki krojonych pomidorów bez skórki
  • 2 nie za duże papryki
  • 1 papryczkę chilli (niekoniecznie całą) lub sproszkowane chilli
  • 2 cebule: 1 biała, 1 czerwona
  • 4 ząbki czosnku
  • 100 g koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól, pieprz, 3 liście laurowe, oregano, kmin rzymski
  • olej do smażenia
W nieprzywierającym garnku rozgrzewamy olej, a następnie podsmażamy na nim pokrojone w kostkę cebulki. Gdy zrumienią się delikatnie, dodajemy posiekany drobno czosnek oraz mięso mielone. Smażymy, aż całe zmieni kolor i nie będzie już widać surowego. Wtedy dodajemy pokrojoną w kostkę paprykę, koncentrat oraz przyprawy. Po ok. 5 min. dodajemy kukurydzę, czerwoną i białą fasolę, a także pomidory z puszki. Całość jeszcze raz doprawiamy i dusimy aż papryka zmięknie.

Chilli można podawać na wiele różnych sposobów. Posypane świeżą kolendrą lub natką pietruszki albo z łyżką kwaśnej śmietany, ale zawsze w towarzystwie pieczywa. Czy to zwykłej bagietki, czy pszennej tortilli. Gorąco polecam na te mroźne dni.



Miłego wieczoru!

czwartek, 29 listopada 2012

Coś jakby leczo

Szczerze mówiąc sama nie wiem, jak nazwać to danie. Jest ono podobne do lecza, ale chyba nie do końca jest to takie leczo, do jakiego większość osób jest przyzwyczajona. Mimo tego ja nazywam tę potrawę leczo. Może dlatego, że innej nazwy jeszcze nie wymyśliłam, a może po prostu jest to moja wariacja na ten temat i tyle. W każdym razie robi się je szybko, jest smaczne, pikantne i fajnie rozgrzewa. Ostatnio mam tyle pracy i wracam do domu tak zmęczona, że jeszcze bardziej cenię sobie takie błyskawiczne przepisy. Dlatego dziś...


Leczo w trochę innej odsłonie




Potrzebujemy:
  • kawałek dobrej, mocno przyprawionej kiełbasy (u mnie jałowcowa)
  • 2 czerwone papryki
  • 0,5 puszki kukurydzy
  • 1 cebulę
  • 2 ząbki czosnku
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól pieprz, cukier, chilli, słodką mieloną paprykę, zioła prowansalskie
  • olej do smażenia
  • razową bagietkę
Kiełbasę kroimy w kostkę, papryki również. Czosnek i cebulę drobno siekamy. Na rozgrzanym oleju podsmażamy najpierw samą kiełbasę, a później dodajemy także cebulkę. Gdy się zarumienią dodajemy paprykę, czosnek, koncentrat i kukurydzę. Dolewamy ok. 0,5 szklanki wody, mieszamy i doprawiamy do smaku solą, pieprzem, chilli, słodką papryką i ziołami prowansalskimi. Dodajemy płaską łyżeczkę cukru. Całość dokładnie mieszamy i dusimy do momentu, gdy papryka zmięknie. Podajemy gorące z razową lub zwykłą bagietką.

Miałam dziś nie lada problem, kiedy okazało się, że w moim ulubionym warzywniaku nie ma już cukinii i musiałam szybciutko wymyślić, co mogę zrobić na obiad ze składników, które już mam (ponieważ nie chciało mi się biegać po sklepach, żeby kupić rzeczy do czegoś zupełnie innego), powstało właśnie to danie.  Nie lubię w ostatniej chwili zmieniać planów, ale wyszło nieźle. Jest to potrawa bardzo prosta, dość szybka, a do tego jednogarnkowa. Mimo że będę tęsknić za letnimi warzywami, to uwielbiam jedzenie tego typu, a także rozgrzewające, gęste zupy i gulasze. Pewnie będzie tu ich coraz więcej. Na całe szczęście niektóre warzywa można dostać przez cały rok. Nie wiem, jak inaczej bym przeżyła ;)



Smacznego!

wtorek, 27 listopada 2012

Zupa porowa vol. 2

Jakiś czas temu podawałam przepis na zupę porową z klopsikami. Wyszło mi jej wtedy tyle, że część postanowiłam zamrozić. Na szczęście zupy świetnie się do tego nadają. (Oczywiście klopsików nie mroziłam, a jedynie samą zupę.) Przydaje się to zwłaszcza wtedy, gdy nie mamy czasu gotować obiadu i trzeba wymyślać coś na szybko. Wtedy doskonale sprawdzają się takie mrożonki.

Przepis na moją zupę porową znajdziecie tutaj :)

Krem z porów


Po wyciągnięciu porcji mrożonej zupy z zamrażalnika musimy dać jej nieco się rozmrozić. Kiedy przestanie być już jedną zwartą bryłą możemy miksować. Sprawdzi się zarówno stojący, jak i ręczny blender. Z tym, że ręcznym możemy zmiksować zupę przelaną już do garnka, a później od razu ją podgrzać. Ze stojącym jest trochę zabawy z przelewaniem, ale w mojej opinii jest on dokładniejszy i mniej czasu potrzeba, by uzyskać gładką konsystencję. W taki sposób bardzo małym nakładem pracy mamy gorący i pyszny obiad, a przecież życie trzeba sobie ułatwiać ;)

Taką zupę można również podać z klopsikami, ale także z grzankami lub posypaną parmezanem, ziołami czy szczypiorkiem (tak jak u mnie). Nam smakowała zarówno w klasycznej postaci, jak i w formie kremu.



Smacznego!

niedziela, 25 listopada 2012

Klasyczne ciasteczka owsiane

O ten przepis prosiło mnie już wiele osób. Poza tym to jedne z moich ulubionych ciasteczek. Są proste i szybkie. Jedyna ich wada jest taka, że stanowczo zbyt szybko znikają ;) robię je w wielu różnych wersjach i każde bardzo nam smakują. Dziś jednak zapraszam na najbardziej podstawowy przepis. Zazwyczaj robię je nie odmierzając dokładnie składników, dlatego nieco zwlekałam z zamieszczeniem tutaj tego przepisu. Na potrzeby bloga zrobiłam je przykładając większą wagę do ilości poszczególnych składników. Najważniejsze jest to, by płatków owsianych było dwa razy tyle co mąki. Reszta już bardziej na wyczucie. Ważna jest również konsystencja ciasta. Postaram się to dokładniej opisać już w samym przepisie.


Ciasteczka owsiane z rodzynkami i suszonymi morelami




Potrzebujemy:

  • 2 kubki płatków owsianych
  • 1 kubek mąki
  • 2/3 kubka cukru (szklanki są trochę za małe, dlatego do odmierzenia płatków, mąki i cukru użyłam swojego kubka do kawy)
  • 2 duże jajka
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 0,5 zapachu waniliowego
  • 200 g masła
  • 100 g rodzynek
  • 50 g pokrojonych w paseczki suszonych moreli
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni Celsjusza. Mąkę, płatki owsiane, cukier, proszek do pieczenia, zapach, rodzynki i morele łączymy w dużej misce. Następnie dodajemy jajka, a później półmiękkie masło. (Jeśli zapomnieliśmy wcześniej wyjąć masła z lodówki, można sobie z tym łatwo poradzić. Ok. 1/3 masła topimy wtedy w mikrofali lub w rondelku. Resztę kroimy w kostkę i dodajemy do pozostałych składników. Polewamy zimne masło tym roztopionym. Teraz łatwiej będzie wszystko zagnieść.) Całość ugniatamy dłońmi aż wszystko się połączy. Masa powinna zlepić się w całość. Musi być gęsta na tyle, żeby łatwo można było lepić z niej kulki. Na blasze układamy papier do pieczenia. Z ciasta formujemy kule i spłaszczamy je na ok. 1 cm. Układamy na papierze do pieczenia i pieczemy 25 min. Gotowe. Najlepiej studzić je na kratce i dopiero całkowicie ostygnięte przekładać do jakiegoś pojemnika. Inaczej mogą zaparzyć, a chodzi o to, żeby były raczej chrupiące na brzegach i miękkie w środku.



Prawda, że proste? Do tego pięknie pachną i są naprawdę przepyszne. Ciasteczka można przechowywać kilka dni w słoiku lub puszce. Może dałoby radę dłużej, ale wątpię, żeby tyle przetrwały. Z podanych składników wyszło mi 26 sporych ciasteczek. Niestety niewiele już zostało.

Miłej niedzieli i smacznego!

czwartek, 22 listopada 2012

Pasta!

Miałam dzisiaj ochotę na coś dobrego, coś nieco innego, od tego, co gotuję na co dzień. Kiedy mam kiepski humor albo po prostu dopada mnie jesienna chandra, wtedy zwykle piekę lub gotuję. Jednak jeśli gotuję, to nie coś zwyczajnego, ale właśnie coś nowego. Wtedy zazwyczaj pozwalam sobie na eksperymenty w kuchni. Lubię też wracać do smaków, za którymi tęsknię, które pamiętam np. z jakiejś podróży, które wiążą się z miłymi wspomnieniami. Dlatego dziś postanowiłam przyrządzić coś, co wiąże się z jednym z ciekawszych, obfitującym w nowe doświadczenia kulinarne, okresie w moim życiu. Miałam wtedy 10 lat, a  najlepiej z podróży przez pół Europy pamiętam właśnie smaki i zapachy. Miejsca, które utkwiły w mojej pamięci wiążą się zwykle z czymś, co miałam okazję tam spróbować. Barcelona - paella, owoce morza, egzotyczne owoce, pesto, Nicea - stek, Wenecja - niesamowite lody, kawa, pizza i makarony. Może nie będę odkrywcza, ale to właśnie niezwykle aromatyczne pasty stały się dla mnie symbolem Włoch. Ta podróż dała mi już wtedy zupełnie inne spojrzenie na kuchnię i gotowanie. Byłam jeszcze wtedy dziewczynką i niewiele pozwalano mi robić w kuchni, właściwie nic. Mogłam się jedynie przyglądać, jak gotowali rodzice i babcia, prosić o przyrządzanie zapamiętanych potraw i próbować. Kiedy wreszcie rozpoczęłam własną karierę w kuchni, byłam ciekawa po prostu wszystkiego. Jedną z moich pierwszych potraw był właśnie makaron. Nie ten, który chcę pokazać Wam dziś, ale byłam wtedy dumna z mojego dania. Było ono proste, nie składało się z wielu wyszukanych składników i takie jest również to dzisiejsze. Do jego przygotowania nie potrzeba wiele czasu i wysiłku, a zapewniam, że jest pyszne i aromatyczne. Zapraszam na...


Makaron z tuńczykiem, czarnymi oliwkami i suszonymi pomidorami




Do jego przygotowania będziemy potrzebować:
  • 500 g grubego makaronu, np. świderki
  • 100 g czarnych oliwek
  • 170 g suszonych pomidorów
  • 2 puszki tuńczyka w oleju (dobrze, gdy jest to tuńczyk w kawałkach - ja dziś przez nieuwagę kupiłam rozdrobnionego i trochę zginął, ale mimo wszystko smakowało)
  • 1 szalotka
  • 2 duże ząbki czosnku (moje były tak duże, że aż się zastanawiałam, czy aby na pewno jest to zwykły czosnek, a nie zmutowany ;))
  • świeża bazylia lub natka pietruszki do posypania (o czym przypomniało mi się już po zjedzeniu połowy swojej porcji)
  • 1 łyżka masła do smażenia
Wstawiamy wodę na makaron, a w czasie kiedy będziemy czekać aż się zagotuje szykujemy pozostałe składniki. Szalotkę kroimy w paseczki, czosnek siekamy drobniutko. Na patelni rozpuszczamy masło, a następnie dodajemy cebulkę, gdy zacznie się rumienić, dodajemy czosnek i podsmażamy do chwili, kiedy całość będzie złoto-brązowa. Zestawiamy patelnię z ognia zanim czosnek zdąży się przypalić. Pomidory kroimy w paseczki, oliwki w plasterki. Tuńczyka odcedzamy, ale nie odciskamy za bardzo. Bazylię/natkę pietruszki siekamy nie za drobno. Makaron gotujemy w dobrze osolonej wodzie według instrukcji na opakowaniu. Staramy się by pozostał al dente. Następnie go odcedzamy i mieszamy z pozostałymi składnikami. Już na talerzach posypujemy świeżymi ziołami.



Taki makaron smakuje zarówno na ciepło, jak i na zimno, jako sałatka. Idealnie pasuje do niego świeża bagietka. Jeśli mamy ochotę, możemy go posypać startym parmezanem, który nieco zaostrzy smak potrawy. Myślę jednak, że nie jest to konieczne, ale czasami, dla urozmaicenia, można spróbować. Robiłam też kiedyś ten makaron z odrobiną płynnej śmietanki. Jest wtedy bardziej kremowy i delikatny. Mnie smakowała każda z tych wariacji, dlatego bardzo go polecam. Nadaje się na szybką kolację, lunch czy nawet obiad. Ja chętnie zabiorę jutro porcję do pracy :)

Miłego wieczoru!

wtorek, 20 listopada 2012

Niebanalne kotlety mielone vol. 2 + marchewka z porem

Może te kotlety nie są tak niekonwencjonalne, jak poprzednie, które prezentowałam na blogu, ale jednak nie są zupełnie zwyczajne. Natomiast sposób przygotowania warzyw jest mój autorski i chyba jest to jeden z moich ulubionych warzywnych dodatków do mięs i ryb pod wieloma postaciami. Dlatego postanowiłam, że muszę dodać ten przepis na bloga. Dziś proponuję...



Kotlety mielone z pieczarkami


Potrzebujemy:
  • 0,5 kg mięsa mielonego (u mnie z kurczaka)
  • sporą bułkę namoczoną wcześniej w wodzie
  • 1 cebulę pokrojoną w małą kostkę
  • 0,5 kg pieczarek
  • 1 jajko
  • przyprawy: pieprz, sól, granulowany czosnek, majeranek, bazylię, oregano (lub dowolne, ulubione zioła)
  • bułkę tartą
  • olej do smażenia
Pieczarki i paprykę kroimy w małą kosteczkę. Na rozgrzanym oleju najpierw podsmażamy cebulę, a gdy się trochę przyrumieni, dodajemy pieczarki i dusimy, aż zmiękną, a ewentualny sok, który puściły, odparuje. Wtedy zdejmujemy całość z gazu i doprawiamy solą, pieprzem, czosnkiem oraz ziołami. W misce mieszamy dokładnie pieczarki i cebulkę z mięsem, bułką oraz jajkiem. Jeśli masa jest nieco zbyt kleista i ciężko będzie się lepiło kotleciki, dodajemy trochę bułki tartej (ok. 3 łyżek powinno wystarczyć). Formujemy nie za duże kotleciki, które obtaczamy w bułce tartej i smażymy na rumiano.

Takie mielone lubię zjeść nawet same, albo z bułką, w towarzystwie sałaty, ogórków konserwowych i sosu czosnkowego. Taki hamburger jest doskonałą przekąską, gdy mamy mało czasu. Kiedy jednak mam chwilę, przygotowuję...


Marchewkę z porem w sosie beszamelowym


Będziemy potrzebować:
  • 4 niewielkie marchewki
  • 1 średniego pora
  • ok. 1,5-2 łyżki masła
  • mąkę
  • płynną śmietankę 18%
  • sól, cukier, gałkę muszkatołową
Marchewki i pora kroimy w równej grubości krążki. To szczególnie ważne by marchewka była mniej więcej równo pokrojona, inaczej część będzie twardsza, część bardziej miękka. W rondelku topimy masło i wrzucamy do niego marchewkę. Masło powinno pokryć dokładnie wszystkie krążki. Słodzimy i solimy, a następnie czekamy aż marchewka zacznie trochę mięknąć. Ważne, by była wciąż chrupiąca. Taka, żeby wciąż trudno było wbić widelec, ale z wierzchu już nie zupełnie surowa. (Ciężko jest mi to wytłumaczyć. Trzeba wyczuć ten odpowiedni moment, by na koniec marchewka była jeszcze lekko twardawa.) Wtedy dodajemy pora. Całość mieszamy i chwilę dusimy. Teraz dodajemy mąkę. Tyle, by związała się z masłem i stworzyła naprawdę gęstą zasmażkę. Następnie stopniowo, po 2 łyżki i cały czas mieszając, dolewamy śmietankę. W efekcie powinniśmy otrzymać gęsty, przylegający do warzyw sos. Wszystko doprawiamy solą i gałką muszkatołową. Ewentualnie jeszcze trochę dosładzamy. Podajemy posypane świeżymi ziołami lub szczypiorkiem.

Taki obiad być może nie jest bardzo szybki i trzeba trochę popracować, ale mnie efekt w pełni usatysfakcjonował. Warzywa są słodkawe i fajnie razem się komponują. Jakiś czas temu zupełnie przez przypadek połączyłam te składniki i muszę przyznać, że efekt przekroczył moje oczekiwania. P. również  smakowało, a tego trochę się obawiałam. Dlatego z czystym sumieniem, polecam.

Smacznego :)

piątek, 16 listopada 2012

Zapowiadany tort

Tak jak już pisałam wczoraj, będzie to podwójnie czekoladowy tort z wiśniami i kremem śmietankowym. Dlaczego podwójnie czekoladowy? Bo składa się z czekoladowego biszkoptu oraz z mocno czekoladowego ganache. Tort wyszedł dobry, aczkolwiek ciasto piekło się z pewnymi przygodami i trochę opadło, więc nie mogę powiedzieć, że bardzo dobry. Jest to dość wrażliwe ciasto i podczas jego pieczenia w kuchni chodzimy na paluszkach i broń Boże nie uderzamy w piekarnik. Jednak końcowy efekt, a przede wszystkim smak w pełni rekompensuje czas, jaki trzeba poświęcić przygotowaniu tego ciacha. Zapraszam wszystkich na...


Tort schwarzwaldzki po mojemu




Do przygotowania biszkoptu:
  • 150 g masła
  • 150 g cukru
  • 150 g mąki pszennej
  • 50 g mąki ziemniaczanej
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 6 jajek
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej (opcjonalnie)

Do ganache:
  • 200 g mlecznej czekolady
  • 100 ml śmietanki 36%

Do kremu:
  • 900 ml śmietanki 36%
  • 0,5 szklanki cukru pudru
  • 4 szt. śmietan fix'u (niekoniecznie, ale jeśli nie ufacie swojej śmietanie, to może się przydać)
  • 1 op. cukru waniliowego
  • 3 łyżeczki żelatyny rozpuszczone w bardzo małej ilości wody (u mnie było to mniej niż 1/4 szklanki)
  • 250 g serka mascarpone

Dodatkowo:
  • wiśnie w żelu (do przełożenia tortu i do dekoracji)
  • 100 ml wiśniówki rozcieńczonej z 0,5 szklanki soku wiśniowego lub ewentualnie wody
  • wiórki czekoladowe, posypka lub co Wam przyjdzie do głowy (oczywiście do dekoracji)
Masło roztapiamy i chłodzimy. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i również schładzamy. Żółtka ucieramy z cukrem aż staną się bladożółte i puszyste. Dodajemy esencję waniliową, stopione masło, a następnie czekoladę. Obie mąki oraz proszek do pieczenia łączymy, przesiewamy i dodajemy do masy jajeczno-czekoladowej. Dokładnie miksujemy. Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli i delikatnie (już nie mikserem, a drewnianą łyżką) łączymy z resztą. Przelewamy do okrągłej formy o średnicy 24 cm wysmarowanej masłem i posypanej mąką. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni Celsjusza i pieczemy 40-45 min. Gotowe i całkowicie ostygnięte ciasto kroimy na trzy równej grubości krążki.

Krem śmietankowy, którego używam do wielu tortów i ciast jest bardzo prosty. Śmietanę ubijamy, a gdy zacznie gęstnieć, dodajemy cukier, fix'y i cukier waniliowy, a następnie rozdrobniony serek mascarpone. Gdy krem jest już bardzo sztywny dodaję rozpuszczona żelatynę i schładzam w lodówce.

Czekoladowe ganache także nie jest trudne, ale za to jakie pyszne. Można je przygotowywać z białej, gorzkiej lub mlecznej czekolady, a także z różnymi dodatkami smakowymi. Ganache może być także samodzielnym deserem. Przygotowane z nieco większą ilością śmietanki i podane w pucharkach w towarzystwie owoców stanowi doskonałe zwieńczenie posiłku. Przygotowujemy je podgrzewając śmietankę, ale nie doprowadzając jej do wrzenia i zalewając nią posiekaną drobno czekoladę. Całość na chwilę odstawiamy i pozwalamy by czekolada zmiękła. Następnie mieszamy i schładzamy. Zanim naszym ganache przełożymy tort należy je jeszcze ubić na puszystą masę mikserem i gotowe.

Gdy mamy przygotowane ciasto, krem i ganache oraz poncz z wiśniówki i soku przystępujemy do składania tortu w całość. Krążek ciasta, który chcemy, by stanowił bazę nasączamy ponczem. Następnie rozsmarowujemy na nim połowę ganache, układamy wiśnie w żelu i układamy ok. 1/4 kremu śmietankowego. Kolejny krążek ciasta nasączamy i układamy na kremie. Na ciasto znów idzie ganache, wiśnie i mniej więcej tyle samo kremu (ok. 1/2 całego kremu musi zostać do jego obłożenia i ewentualnej dekoracji). Na wierzchu układamy trzeci krążek ciasta. Całość równomiernie smarujemy kremem. Gdy pokryjecie cały tort, a jeszcze trochę Wam zostanie, możecie zrobić z kremu dekoracje (o ile macie szprycę, ja chwilowo nie posiadam). Gotowy tort ozdabiamy np. tartą czekoladą i wiśniami. Przed podaniem koniecznie schładzamy w lodówce minimum 2-3 godz. Dobrze jest go zrobić dzień wcześniej, ponieważ następnego dnia o wiele lepiej będzie się kroił i na pewno krem się nie wyciśnie, a wszystkie warstwy będzie ładnie widać.

Tort jest pyszny i niezbyt skomplikowany. Wprawdzie trzeba poświęcić sporo czasu na jego przygotowanie, ale moim zdanie warto. Mój tort wyglądał tak...



i bardzo nam smakował :) Miłego wieczoru!

czwartek, 15 listopada 2012

Urodzinowe menu :)

Straszne zaległości zdążyły mi się zrobić od niedzieli, ale jak zwykle czasu mam mało na wszystko, więc i blog trochę na tym ucierpiał. Zazwyczaj po pracy szybko lecę na jakieś małe zakupy spożywcze i do domku. Zanim zrobię obiad i zjemy jest już po 19, ja jestem zmęczona i marzę już tylko o ciepłym łóżeczku. Wcale mi taki tryb życia nie przeszkadza, a wręcz odpowiada mi on, jednak czasami potrzebna jest chwila dla siebie. Lubię, kiedy mam więcej wolnego czasu i mogę spokojnie, bez pośpiechu ugotować i upiec coś dobrego. Tak było w poniedziałek. Wypadały wtedy urodziny P., wzięłam w pracy wolne, a całe menu miałam już wcześniej zaplanowane. Zrobiłam coś prostego i sprawdzonego, a były to:


Pieczone piersi z kurczaka z pieczonymi ziemniaczkami oraz sałatką wiosenną




Będziemy potrzebować:
  • 2 piersi z kurczaka
  • 0,5 kg ziemniaków
  • główka sałaty masłowej
  • 2 pomidory
  • 1 szalotka
  • szczypiorek
  • ok. 4 łyżek słodkiego sosu chilli (ja używam sosu tao tao)
  • ok. 2 łyżki miodu lub więcej (trzeba próbować, bo proporcje miodu i sosu chilli podawałam na oko)
  • 4 ząbki czosnku
  • sok z całej cytryny
  • sól, słodka mielona papryka, rozmaryn
  • olej
Kurczaka oczyszczamy i odkrawamy, co zwyczajowo nazywamy polędwiczką, czyli dolną i nieco odstającą część pojedynczej piersi z kurczaka. Z miodu, sosu chilli, drobno posiekanego czosnku, soku z cytryny, soli oraz wody i oleju (dodajemy tyle samo wody co oleju) robimy marynatę. Powinno być jej sporo, myślę, że ok. 200 ml. Marynata musi być słodka, kwaśna, pikantna i wyraźnie czosnkowa, czyli jednym słowem musi być wyrazista, a nie może być mdła. Wszystkie smaki powinny być dobrze wyczuwalne. Kurczaka polewamy połową tak przygotowanej marynaty i dokładnie w niej obtaczamy. Przykrywamy i odstawiamy do lodówki na minimum 1 godzinę, a najlepiej dłużej. (Jeśli nasze piersi z kurczaka są dość grube, możemy najpierw lekko rozgnieść je dłonią.)

Gdy kurczak marynuje się już minimum pół godziny, możemy zająć się ziemniakami. Obieramy je i kroimy w ćwiartki. Umieszczamy je najlepiej w misce lub w garnku i polewamy ok. 2 łyżkami oleju. Dodajemy też sól, słodką mieloną paprykę i rozmaryn. Dokładnie mieszamy tak, by wszystkie ziemniaki dokładnie pokryte były przyprawami. Układamy je na papierze do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.

W tym czasie przygotowujemy sałatkę. Sałatę rwiemy na drobne kawałki, pomidora kroimy w szóstki lub ósemki, a szalotkę w piórka. Szczypiorek siekamy. Całość mieszamy, a przed podaniem polewamy pozostałą częścią sosu, w którym marynował się kurczak.

Po 20 min. pieczenia ziemniaki przekładamy na drugą stronę, by równomiernie się zrumieniły. Kurczaka wyciągamy z lodówki, obsmażamy z obu stron (1,5 min. po każdej stronie) na średnim ogniu  i przekładamy go do naczynia żaroodpornego. Po 40 min. od włożenia do piekarnika ziemniaków, wstawiamy do niego również kurczaka. Pieczemy wszystko jeszcze 10 min. (15, gdy kurczak jest grubszy, ale nie dłużej, żeby kurczak nie zdążył się wysuszyć). Po wyjęciu z piecyka kurczaka kroimy w ukośne plastry i polewamy łyżeczką słodkiego sosu chilli. Podajemy z przygotowaną wcześniej sałatką. Smacznego :)

Polecam to danie z białym, półwytrawnym winem. Dobre jedzenie plus dobre wino, czego chcieć więcej? No cóż... przydałby się jeszcze deser. Jutro przepis na mój podwójnie czekoladowy tort z wiśniami i kremem śmietankowym. Serdecznie zapraszam.

niedziela, 11 listopada 2012

Hamburger

Klasyczny i niewyszukany, a zarazem doskonały w swojej prostocie. Taki, jak lubię. Niestety w mojej wiosce nie udało mi się znaleźć odpowiedniego mięsa i musiałam zadowolić się tym, co było. Trochę mnie to mięso zawiodło, ale cóż. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. W przepisie podaję nie takie mięso, jakiego użyłam, ale takie, jak powinno być. Może Wam uda się je znaleźć, co w sumie nie powinno być zbyt trudne. Gdybym miała w domu maszynkę do mielenia mięsa, nie byłoby problemu, a tak nie miałam wyjścia, jak kupić gotowca.

Do zrobienia hamburgera zainspirował mnie Master Chef, ale postanowiłam nie kopiować żadnego przepisu, a po prostu zrobić go po swojemu. Nam smakował, ale następnym razem sama zrobię do niego sosy, bo dzisiaj użyłam pikantnego keczupu i gotowego sosu czosnkowego i chociaż się sprawdziły, to jednak będę chciała zrobić coś swojego. Zapraszam na przepis.


Hamburger


Jego Wysokość Hamburger

Potrzebujemy:
  • 4 bułki (mogą być zwykłe, nie musza być hamburgerowe)
  • 500 g mielonego antrykotu wołowego
  • 1 czerwoną cebulę
  • 1 pomidora
  • 1 szalotkę
  • kilka listków sałaty
  • kilka ogórków konserwowych
  • pikantny keczup
  • sos czosnkowy
  • 1 niepełną łyżeczkę cukru
  • 1 łyżkę musztardy (u mnie Dijon)
  • 4 plastry ostrego żółtego sera (opcjonalnie)
  • sól, pieprz
  • olej do smażenia
Mięso doprawiamy solą i pieprzem, a także dodajemy łyżkę musztardy oraz drobno posiekaną i najlepiej wcześniej zeszkloną szalotkę. Całość dobrze wyrabiamy i formujemy 4 kotlety. (Moje miały 1 cm grubości). Muszą mieć średnicę nieco większą niż nasze bułki, ponieważ w trakcie smażenia na pewno się skurczą.

Czerwoną cebulę kroimy w piórka. Smażymy na odrobinie oleju z dodatkiem łyżeczki cukru. Cebulka powinna jednak zostać półtwarda.

Pomidora wolę bez skórki, więc najpierw go parzę i obieram, a następnie kroję w plastry. Ogóreczki również kroję w plasterki, jednak gdy są naprawdę malutkie, kroję je wzdłuż, a nie w poprzek, by nie wypadały z naszego hamburgera. Z sałaty wybieram te nieduże i twardsze liście. Po pierwsze lepiej mieszczą się w bułce, a po drugie fajnie chrupią.

Kotlety smażę po 2 minuty z każdej strony. W tym czasie bułki podpiekam na elektrycznym grillu lub w piekarniku. Na spodzie układam cebulkę, później żółty ser i kotlet. Na mięsie układam ogórki, które polewam keczupem. Układam na nim dwa plastry pomidora i sałatę. Wierzch bułki polewam sosem czosnkowym i przykrywam nią warzywa. Gotowe :)

Chociaż żałuję, że nie udało mi się znaleźć dobrego mięsa, a sosy były gotowe, bardzo nam smakowało. Smacznego!

piątek, 9 listopada 2012

Ragoût à la bolognese

Ta straszna nazwa odnosi się do jednego z moich ulubionych sosów, który wcale nie jest taki straszny. Ragoût to francuska nazwa nie tyle jednej potrawy, co raczej pewnego ich rodzaju. Początkowo chodziło o dania mięsne, rybne lub warzywne, na które składały się jednakowej wielkości kawałki wszystkich składników potrawy uduszone razem w sosie. Właściwie nazwa ta wciąż dotyczy tego typu dań, jednak troszkę rozszerzyła swoje znaczenie. Teraz dotyczy ona wszelkich potraw, w których składniki są równomiernie rozdrobnione i razem uduszone. Nie wiem, czy dość jasno to wytłumaczyłam, ale mniejsza o to ;) Ważniejszy jest dzisiejszy przepis. Jest to po prostu sos pomidorowy. Bardzo dobry sos pomidorowy, który robiłam już wiele, wiele razy i zrobię go pewnie jeszcze nie raz i nie dwa. Jest bardzo prosty i uniwersalny. Może stanowić sos do właściwie każdego rodzaju makaronu, od spaghetti, przez cannelloni, a na lasagne kończąc. Może również być farszem do nadziewania warzyw, naleśników, empanadas (czyli rodzaju pierożków), a także stanowić bazę do niezliczonej ilości innych potraw. Dlatego lubię go tak bardzo.

Ok. Rozpisałam się, ale już dość, to przecież sos ma być gwiazdą. Dziś zapraszam na...


Makaron z sosem ragoût à la bolognese




Do jego przygotowania potrzebujemy:
  • 500 g mięsa mielonego (najlepiej wołowego lub wołowo-wieprzowego)
  • 3 spore marchewki
  • 2 cebule (cebuli i marchewki powinno być objętościowo mniej więcej tyle samo)
  • 4 ząbki czosnku
  • 2 puszki krojonych pomidorów (ja używam całych, ze względu na ich smak, ale wtedy trzeba je rozdrobnić)
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • 2 płaskie łyżeczki cukru (zawsze stosuję zasadę: 1 łyżeczka cukru na 1 puszkę pomidorów, inaczej sos może wyjść zbyt kwaśny)
  • przyprawy: sól, pieprz, bazylia, oregano, tymianek
  • olej do smażenia
  • 500 g makaronu (dowolny rodzaj)
W garnku o grubym dnie rozgrzewamy ok. 2 łyżek oleju. Marchewkę ścieramy na grubych oczkach, cebulę kroimy w drobną kostkę. Warzywa wrzucamy do garnka i smażymy ok. 10 min. Następnie dodajemy mięso mielone i smażymy kolejne 10 min. lub do momentu, gdy nie będzie widać już surowego mięsa. Wtedy dodajemy posiekany drobniutko czosnek, obie puszki pomidorów, koncentrat pomidorowy oraz trochę wody. Ja robię po prostu tak, że po wygarnięciu koncentratu ze słoiczka, wlewam do niego ok. 100 ml wody, zakręcam go, potrząsam i wlewam zawartość do garnka. Potem powtarzam to jeszcze raz i dzięki temu wypłukuję cały koncentrat ze słoiczka. W sumie dodaję ok. 200 ml wody. Po dodaniu pomidorów i koncentratu, doprawiam sos cukrem, solą, pieprzem oraz ziołami i duszę jeszcze trochę, by wszystkie smaki połączyły i stworzyły całość. W tym czasie gotuję makaron, by zaraz po odcedzeniu, polać go sosem. Całość można posypać świeżymi ziołami, ale i bez nich prezentuje się doskonale.



Mój P. wszystkim zachwala ten makaron. Ja też bardzo go lubię i sama się sobie dziwię, że dopiero teraz dodaję ten przepis. Już nie pamiętam gdzie i kiedy go przeczytałam, czy może usłyszałam, ale od tamtej pory jest to mój ulubiony sos pomidorowy.

Życzę wszystkim smacznego :)

czwartek, 8 listopada 2012

Zupa porowa z pulpecikami

Przepis na tę zupę powstał w mojej głowie już jakiś czas temu. Bardzo lubię pory i od dawna chciałam zrobić z nich zupę, ale żaden z przeczytanych przepisów nie satysfakcjonował mnie w 100%. Wzięłam więc z każdego po trochu, trochę też dodałam od siebie i w ten sposób powstał mój idealny przepis na zupę porową. Pyszną i delikatną, z mięsnymi kulkami, pieczarkami i topionym serkiem. Dlatego dzisiaj to nim chcę się z Wami podzielić :) Co Wy na to?

Zupa porowa z pulpecikami

 



Będziemy potrzebować:
  • 3 pory
  • 1 bardzo dużą cebulę
  • 50 dag pieczarek
  • 80 dag ziemniaków
  • 8 ząbków czosnku (tak, wiem, sporo ;))
  • 45 dag mielonego mięsa (u mnie z kurczaka)
  • ok. 3 łyżek bułki tartej
  • 200 ml + łyżkę śmietany
  • 100 g pieczarkowego lub smietankowego serka topionego
  • ok. 2 l bulionu drobiowego
  • przyprawy: sól, pieprz, 2 liście laurowe, 4 ziarna ziela angielskiego, majeranek, gałkę muszkatołową, słodką mieloną paprykę
  • 1 łyżkę masła
  • trochę mąki do zagęszczenia zupy (opcjonalnie)
  • olej do smażenia
Zaczynamy od przygotowania pulpecików. Do mięsa mielonego dodajemy łyżkę śmietany, bułkę tartą, drobno posiekane 4 ząbki czosnku, sól, pieprz, majeranek i słodką paprykę. Całość mieszamy, a następnie formujemy niewielkie kulki. Masa musi ładnie dać się formować, jeśli jest zbyt kleista, dodajemy więcej bułki tartej. Tak przygotowane pulpeciki wrzucamy do gotującego się bulionu, a po kilku minutach, gdy będą już gotowe (Trudno powiedzieć po jakim czasie pulpeciki są już ugotowane, bo każdy robi je trochę innej wielkości, dlatego najlepiej wyjąć jednego i sprawdzić.), wyjmujemy je z bulionu i na razie odkładamy.

Warzywa najlepiej pokroić sobie wcześniej, zanim zajmiemy się pulpetami, ponieważ po ich ugotowaniu będziemy mogli od razu zająć się powstałym wywarem. Ziemniaki kroimy w kostkę, pory w krążki, cebulę w drobniutką kosteczkę, a pieczarki w ćwiartki (chyba, że są spore, to w szóstki lub ewentualnie w ósemki, ale nie mogą być zbyt drobne). Czosnek przeciskamy przez praskę lub drobniutko siekamy.

Po wyjęciu pulpecików z bulionu, wrzucamy do niego pokrojone ziemniaki. W rondlu rozgrzewamy olej. Wrzucamy do niego cebulkę i czekamy, aż stanie się szklista. Wtedy dodajemy pieczarki. Dodajemy jeszcze masło, sól, pieprz i całość dusimy do miękkości, ale nie pozwalamy, by pieczarki się rozpadły. Dodajemy serek topiony i czekamy aż się rozpuści. Wtedy możemy dodać także trochę mąki, żeby zupa nie była zbyt wodnista. Całość dokładnie mieszamy. Stopniowo dolewamy szklankę bulionu i ponownie mieszamy, żeby nie było grudek. Zestawiamy z ognia. Kiedy ziemniaki zaczną mięknąć, dodajemy pory, liście laurowe, ziele angielskie, pieprz, posiekane kolejne 4 ząbki czosnku, majeranek oraz gałkę muszkatołową. Jeśli bulion był słony, to sól możemy już pominąć, ale to trzeba sprawdzić. Czasami potrzeba odrobinę dosolić zupę. Gdy zarówno ziemniaki, jak i pory będą już miękkie, dodajemy cebulę z pieczarkami wraz z całym wywarem. Do pozostałej śmietany dolewamy kilka łyżek wywaru, mieszamy, a następnie całość dodajemy do zupy. Próbujemy, a w razie potrzeby doprawiamy pieprzem, majerankiem lub gałką. Do zupy dodajemy pulpeciki i chwilę podgrzewamy, żeby nie były zimne. Gotowe :)



Może to nie jest najszybsza zupa, ale za to jaka dobra. Jej smak w pełni rekompensuje czas poświęcony przygotowaniu i chociaż zawsze będę wolała dania jednogarnkowe, to myślę, że zrobię ją jeszcze nie jeden raz. W moim prywatnym rankingu zup na pewno TOP 5.  Natomiast mój P. w ogóle nie przepada za zupami, a tę zjadł i powiedział, że mu smakowała, więc ja jestem w pełni zadowolona :)

Miłego wieczoru!

niedziela, 4 listopada 2012

Gofry

Co może być lepszego niż gofry w niedzielę na śniadanie? Szczerze mówiąc nic nie przychodzi mi do głowy. Pyszne, puszyste gofry, to jest to. Mój przepis pochodzi od pewnej Pani, która sprzedawała gofry i była tak miła, że mi go podała. Jak się później okazało jej przepis nie różni się za bardzo od innych, które udało mi się znaleźć, ale gofry wychodzą z niego naprawdę dobre.


Gofry z prażonymi jabłkami




Do ciasta na gofry potrzebujemy:
  • 2 jajka
  • 2 szklanki mleka
  • 2 szklanki mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 4 łyżki oleju
  • szczyptę soli

Dodatkowo:
  • 3-4 jabłka
  • cukier
  • cynamon
  • kakao
Jabłka kroimy na spore kawałki, np. w kostkę. Prażymy je w garnku z cukrem i cynamonem. Można do nich dodać orzechy lub rodzynki, a zamiast cukru użyć miodu.

Żółtka jajek łączymy z pozostałymi składnikami i miksujemy na gładką masę. Z białek i szczypty soli ubijamy sztywną pianę i delikatnie łączymy z resztą. Gofrownicę natłuszczamy i smażymy gofry na złoty kolor. Na gotowe gofry wykładamy porcję jabłek, a całość oprószamy gorzkim kakao.

Sposobów jedzenia gofrów jest tyle, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Polecam je na leniwe niedzielne śniadanie lub podwieczorek. Są po prostu przepyszne i znikają bardzo szybko. Tak szybko, że nie zdążyłam nawet zrobić dobrego zdjęcia ;)



Smacznego!

czwartek, 25 października 2012

Niebanalne kotlety mielone + ryż z warzywami

Wiecie co sprawia mi najwięcej frajdy w kuchni? To, kiedy dobrze znana i tradycyjną potrawę, która być może już się trochę znudziła, zmieniam po swojemu, dzięki czemu zyskuje ona nowe życie. Tak było z kotletami mielonymi, które uważałam za mało atrakcyjne danie i nie stwarzające zbyt wielu możliwości. Bardzo się pomyliłam. Dziś zaprezentuję Wam tylko jedną z wersji tej potrawy i zachęcam do kombinowania w taki sposób czy to z kotletami, czy z innymi daniami.


Kotlety mielone pomidorowo-paprykowe


Będziemy potrzebować:
  • 0,5 kg mięsa mielonego (u mnie z kurczaka)
  • sporą bułkę namoczoną wcześniej w wodzie
  • 100 g koncentratu pomidorowego
  • 1 cebulę pokrojoną w małą kostkę
  • 1 paprykę pokrojoną tak jak cebulkę
  • 1 jajko
  • przyprawy: pieprz, sól, słodką mielona paprykę, granulowany czosnek, majeranek, bazylię, oregano (lub dowolne, ulubione zioła)
  • bułkę tartą
  • olej do smażenia
Cebulkę podsmażamy aż zmięknie i trochę się przyrumieni, to samo robimy z papryką. W sporej misce mieszamy dokładnie wszystkie składniki. Jeśli masa jest zbyt luźna i klejąca, dodajemy trochę bułki tartej. Formujemy kotleciki, obtaczamy je w bułce tartej i smażymy na złoto-brązowo.

Kotlecików wyszło mi sporo. Część można zamrozić lub zjeść
następnego dnia. Są wtedy równie dobre.


Takie kotlety można podać tradycyjnie: z ziemniaczkami i surówką/mizerią/sałatką lub z moim pomysłem na ryż. Na bazie ryżu można wyczarować masę przeróżnych potraw. Może stanowić samodzielne danie lub być dodatkiem. Tym razem pokażę go w tej drugiej wersji. Przyznam szczerze, że bardzo go lubię z takimi kotlecikami jak dziś, z kotletami rybnymi, a także sam. Dlatego gorąco go Wam polecam.


Ryż z warzywami

 

Do jego przygotowania potrzebujemy:
  • 1,5 filiżanki ryżu
  • 1 puszkę kukurydzy
  • 1 dużą paprykę pokrojoną w kostkę
  • przyprawy: sól, 3 łyżeczki curry i 2 słodkiej mielonej papryki
  • olej do smażenia
Ryż wsypujemy do wrzącej wody i dodajemy wszystkie przyprawy. Gotujemy do miękkości. W tym czasie przesmażamy paprykę, ale tak by została nieco chrupiąca. Ryż odcedzamy i mieszamy z warzywami. Prawda jakie proste? A jakie dobre. Pasuje do wielu rzeczy, a kiedy dodamy do niego sos, np. beszamelowy lub na bazie sera pleśniowego typu "Lazur" (albo podobnego, z zieloną/niebieską pleśnią) może stanowić samodzielne danie.

Nasz pyszny obiadek :)

Dzisiejsze pomysły są smaczne, tanie i szybkie, więc takie, jak lubię najbardziej. Z podanych w przepisie składników przygotujemy obiad dla czterech osób lub dla dwóch na dwa dni. Czasami trzeba ugotować obiad od razu na dwa dni z rzędu, a nie wszystkie potrawy smakują równie dobrze następnego dnia. To jest na taką okazję doskonałe. Smacznego :)

wtorek, 23 października 2012

Jabłuszka zamknięte w słoikach

Musiałam zrobić coś z jabłkami, które dostałam. Było ich całkiem sporo i nie sposób byłoby wszystkich zjeść. Część wykorzystałam do tarty, ale sporo jeszcze zostało. Postanowiłam je uprażyć i zapasteryzować. Oto mój przepis...


Prażone jabłuszka




Potrzebujemy:
  • 6 sporych jabłek
  • 0,5 szklanki cukru (lub trochę więcej, jeśli jabłka są bardzo kwaśne)
  • 1 łyżeczka cynamonu
Jabłka myjemy i obieramy. Następnie pozbawiamy gniazd nasiennych i kroimy w dość drobną kostkę. Tak przygotowane umieszczamy w garnku, w którym będziemy je prażyć i zasypujemy cukrem z cynamonem. Odstawiamy na jakiś czas (można je tak zostawić na noc). Kiedy jabłka puszczą sok stawiamy je na małym ogniu i czekamy.



Jabłka będą zmieniać konsystencję. Gdy zmienią się w mus z pojedynczymi większymi cząstkami, są gotowe by umieścić je w słoikach. Nakładamy gorący mus do wygotowanych, wciąż ciepłych słoików i szczelnie zakręcamy. Następnie pasteryzujemy ok. 20 min.



Z podanej ilości wyszły mi cztery słoiczki po 200 g i jeden większy - ok. 300 g, a więc całkiem sporo. Ja już zgromadziłam w swojej spiżarni powidła śliwkowe w trzech smakach (na które przepis znajdziecie tutaj), prażone jabłuszka i dżem wiśniowy, który dostałam w prezencie. Całkiem nieźle :)

Teraz uciekam do kuchni, bo obiadek, a właściwie obiadokolacja sama się nie zrobi. Miłego wieczoru ;)

niedziela, 21 października 2012

Weekendowe słodkości

Zdecydowanie jestem łasuchem, a z resztą P. też. Dlatego kiedy tylko mogę, piekę. Lubię to robić, lubię też próbować nowych rzeczy i wymyślać nowe przepisy. Kiedy wczoraj zostałam obdarowana pięknymi jabłuszkami musiałam zrobić z nich jakiś deser. Zdecydowałam się na...


Tartę z budyniem i jabłkami




Do przygotowania kruchego ciasta potrzebujemy:
  • 2 szklanki mąki
  • 0,5 szklanki cukru pudru
  • 3/4 kostki prawdziwego masła
  • 1 jajko
  • 2 łyżki gęstej śmietany
  • szczyptę soli

Dodatkowo:
  • porcję domowego budyniu (przepis tutaj)
  • 2 spore jabłka
  • ewentualnie: galaretkę cytrynową lub 3 łyżki cukru
Najpierw mieszamy mąkę, cukier i sól, a następnie wgniatamy w to zimne masło. Kiedy całość zacznie przypominać konsystencją mokry piasek, dokładamy jajko i śmietanę. Całość zagniatamy, aż uzyskamy jednolite, gładkie ciasto. Robimy z niego kulę i wkładamy na ok. 0,5 godz. do lodówki. Po upływie tego czasu rozwałkowujemy ciasto dość cienko lub po prostu równomiernie wylepiamy nim formę do tarty. Podpiekamy je ok. 7-8 min. w 180 stopniach Celsjusza.

Jabłka myjemy, obieramy, pozbawiamy gniazd nasiennych i kroimy. Najpierw w ósemki, a później w dość cienkie plasterki. Na podpieczony spód wykładamy budyń, a na wierzch układamy jabłka. Całość pieczemy jeszcze 30 min.

Po ostygnięciu wierzch możemy posmarować lub zalać cienką warstwą galaretki. Można także przygotować ozdoby z karmelu. Kiedy cukier rozpuścimy na patelni, wylewamy jej zawartość na papier do pieczenia tworząc dowolny wzór. Gdy karmel zastygnie delikatnie przekładamy go na ciasto. Efekt? Sami zobaczcie.

Wygląda i smakuje naprawdę super :)

Pizza hawajska

To już prawie nasza tradycja: niedzielny obiad = pizza :) Dziś proponuję hawajską. To jedna z moich ulubionych kompozycji. Bardzo lubię ananasa w daniach niesłodkich. W połączeniu z kurczakiem, sosem, warzywami czy właśnie pizzą.


Pizza hawajska


Pyszna, chrupiąca, prosto z piekarnika


Pizza hawajska to zazwyczaj szynka i ananas. Ja proponuję wzbogacić ją o duszone pieczarki z cebulką. Przepis na moje sprawdzone ciasto do pizzy oraz prosty i szybki sos pomidorowy znajdziecie tutaj. Dzisiaj przygotowałam 1,5 porcji ciasta i zrobiłam dwie okrągłe pizze. Zawsze robiłam prostokątną, ale teraz chyba zacznę robić okrągłą. Taka jednak bardziej do mnie przemawia. Ciasto wałkujemy (lub rozciągamy) na grubość ok. 5 mm i smarujemy dość grubo sosem. Posypujemy żółtym serem, układamy pieczarki z cebulką, szynkę i ananasa. Całość pieczemy na papierze do pieczenia 20-25 min w 180 stopniach Celsjusza.

A tu jeszcze przed wstawieniem do piekarnika


Zachęcam do pieczenia domowej pizzy. To nic trudnego, a i napracować nie trzeba się za dużo. Za to zapach i smak takiej pizzy... Mmmm :) Polecam.

sobota, 20 października 2012

Rybka po grecku

Oj tak, ryba po grecku to jedno z tych dań, które bardzo lubię i chętnie jadam nie tylko w Wigilię. Dlatego chętnie zrobiłam ją mojemu P., który również jest jej fanem. No to do dzieła.


Ryba po grecku


Należy przygotować:

  • 0,5 kg filetów z ryby (u mnie była to mrożona tilapia i sprawdziła się super)
  • 2 duże marchewki
  • 1 pietruszkę
  • 1 małego selera (lub pół dużego)
  • 2 cebule
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól, pieprz, słodka mielona papryka, majeranek, 4 ziarna ziela angielskiego, 2 liście laurowe
  • płaska łyżeczka cukru
  • mleko i mąka do obtoczenia ryby (ewentualnie jajko)
  • olej do smażenia
Marchewkę, pietruszkę i seler ścieramy na tarce na grubych oczkach. Cebulkę kroimy w drobną kostkę. Wszystko przekładamy do garnka i podlewamy wodą. Najpierw ok. 0,5 szklanki, ale później będziemy jeszcze dolewać. Dusimy całość ok. 10 min. Następnie dodajemy koncentrat, znów ok. 0,5 szklanki wody oraz cukier i wszystkie przyprawy. Teraz musimy poczekać aż warzywa miękną. Garnek dobrze jest przykryć, ponieważ zajmuje to sporo czasu, a tak trochę go skrócimy. Od czasu do czasu należy całość zamieszać i sprawdzić, czy zawartość garnka nie robi się zbyt wysuszona. Można wtedy dolać trochę wody dla lepszej konsystencji.

W czasie gdy warzywa się duszą przygotowujemy rybę. Filety kroimy na mniejsze kawałki, solimy i odstawiamy na kilka minut. Następnie obtaczamy je w mleku (lub mleku z jajkiem) i mące. Można to zrobić dwukrotnie, wtedy rybka będzie miała grubszą "skórkę", ale raz również wystarczy. Tak przygotowane filety smażymy z obu stron na złoto-brązowo i układamy np. w naczyniu żaroodpornym.

Usmażone filety


Kiedy warzywa zmiękną, gorące układamy na filetach. Tak przygotowane danie odstawiamy na jakiś czas. Ryba po grecku najlepiej smakuje następnego dnia. Można ją jeść zarówno na zimno, jak i na ciepło, z chlebem, lub samą. Jest doskonała na obiad czy przekąskę, a nawet na śniadanie. Tak, tak, ja swoją rybkę zrobiłam wczoraj, a dziś zjedliśmy część na śniadanie. Myślę, że resztę spałaszujemy na obiad. Może i przygotowanie tego dania wymaga nieco więcej pracy, niż codziennego obiadu, ale warto. Sami zobaczcie...

Czy nie wygląda smakowicie? ;)

czwartek, 18 października 2012

Pomidorowe kokardki

No, niekoniecznie kokardki, ale bardzo lubię makaron o takim kształcie. Dziś na obiad proponuję danie, które robię już od dawna, a to dlatego, że jest proste i szybkie i jakie smaczne.


Makaron z sosem pomidorowo-śmietanowym




Do jego przygotowania będziemy potrzebować:

  • 2 piersi z kurczaka
  • 2 spore pomidory
  • 1 cebulę
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • 500 ml płynnej śmietanki 18%
  • 1 płaska łyżeczka cukru
  • przyprawy: sól, pieprz, po 1 łyżeczce bazylii i oregano, 0,5 łyżeczki granulowanego czosnku
  • drobno posiekaną garść natki pietruszki (opcjonalnie)
  • olej do smażenia
  • mąkę do zagęszczenia sosu (niekoniecznie)
  • 500 g makaronu



Cebulkę kroimy w drobną kostkę i szklimy na odrobinie oleju. Dodajemy do niej pokrojonego również w kostkę kurczaka i chwilę obsmażamy, ale tylko tyle, żeby zrobił się z wierzchu biały. W tym czasie musimy sparzyć, obrać ze skórki i drobno pokroić pomidory. Kiedy kurczak zbieleje, dodajemy pomidory i koncentrat pomidorowy, a następnie śmietankę oraz trochę wody, tyle żeby zakryła wszystkie składniki. Dodajemy cukier oraz przyprawy, a także posiekaną natkę (o czym ja dzisiaj zapomniałam i posypałam nią już gotowe danie).

Natka nie jest koniecznym dodatkiem. Prawdę mówiąc dostałam piękny i duży pęczek od miłej Pani z warzywniaka i teraz wszystko jemy z natką ;) ale nie ma co żałować, jest zdrowa i potrafi fajnie wzbogacić smak potrawy. Dzisiejszy makaron robię czasami tylko z solą, pieprzem i odrobiną cukru. To już zależy od mojego nastroju, ale prawdę mówiąc, to taki bez ziół jest chyba moim faworytem.

Gdy dodamy wszystkie przyprawy, dusimy całość aż kurczak będzie mięciuteńki. Teraz możemy zagęścić sos mąką lub go odrobinę odparować. Sos podajemy z ugotowanym al dente makaronem, całość można ewentualnie posypać tartym parmezanem.

Smacznego :)

poniedziałek, 15 października 2012

Zalewajka

Ten smak pamiętam z dzieciństwa. Kwaśna, czosnkowa zupa z kiełbasą i ziemniakami. Mogłam jeść ją cały czas. Dziś postanowiłam ugotować ją sama. Trochę się bałam, ponieważ nie miałam żadnego przepisu. Według mnie najlepszą zalewajkę robi oczywiście moja babcia, więc starałam się odtworzyć jej smak i muszę przyznać, że wyszło mi to naprawdę nieźle.


Babcina zalewajka, ale po mojemu


Potrzebujemy:
  • 1 kg ziemniaków
  • 1 sporą cebulę
  • 4 ząbki czosnku
  • 20 dag wędzonego boczku
  • 1 pętko mocno przyprawionej kiełbasy
  • 0,5 l zakwasu
  • 200 ml kwaśnej śmietany 18%
  • przyprawy: sól, 3 listki laurowe, 3 ziarna ziela angielskiego, ok. 8 ziarenek pieprzu, majeranek
Ziemniaki myjemy, obieramy i kroimy w kostkę. Kiełbasę również kroimy np. w półplasterki. Ziemniaki wraz z kiełbasą umieszczamy w sporym garnku i zalewamy wodą, ale tylko tyle, by wszystko przykryła, nie więcej. Gotujemy, aż ziemniaki zaczną mięknąć. W tym czasie dość mocno podsmażamy pokrojony w drobną kostkę boczek. Dodajemy go do wywaru. Czosnek siekamy, lub przeciskamy przez praskę i również dodajemy do garnka. Cebulkę kroimy w drobną kostkę i smażymy, aż się zrumieni. Ją również wrzucamy do garnka. Teraz możemy dodać do wywaru wszystkie przyprawy oraz zakwas. Gotujemy wszystko razem do momentu, kiedy ziemniaki będą zupełnie miękkie. Wtedy dodajemy do zupy śmietanę. Najpierw w szklance mieszamy dwie łyżki śmietany z wywarem i wlewamy do garnka, a następnie dodajemy resztę. Zalewajka gotowa.

Moja pierwsza zalewajka


Wszyscy, którzy dzisiaj próbowali mojej zupki zgodnie stwierdzili, że wyszła naprawdę dobra i dlatego jestem bardzo dumna. To dla mnie prawdziwy klasyk i trochę bałam się z nim zmierzyć, a nie było czego. Na pewno będę ją robić częściej. Zwłaszcza, że robi się coraz chłodniej, a nic nie rozgrzewa tak, jak domowa zupa. Smacznego :)

PS. Chętnie poznam Wasze przepisy na zalewajkę.