poniedziałek, 28 stycznia 2013

Fasolka po bretońsku

To był dla mnie powrót do smaków dzieciństwa i babcinej kuchni. Oj tak. Mój prywatny hit nad hitami, który kiedyś mogłam jeść non stop i to bez specjalnego namawiania. Fasolka po bretońsku. Ach, to był prawdziwy rarytas, a jedzenie było niemal rytuałem. Obowiązkowym dodatkiem był świeży, biały chlebek maczany w sosie i jedzony dopiero wtedy, gdy namiękł tak bardzo, że niemal zostawał w miseczce z fasolką. Nic dodać, nic ująć. Danie doskonałe, ale... Ale to było kiedyś. A teraz? Dawno fasolki w takiej postaci już nie jadłam i przy tej zimowej aurze zatęskniłam za nią do tego stopnia, że porzuciłam inne obiadowe plany i postanowiłam zrobić ją niemal od razu. Dlatego dziś zapraszam właśnie na ten mój wyjątkowy przysmak.

Fasolka po bretońsku




Potrzebujemy:
  • 0,5 kg białej fasoli typu „Jaś”
  • 0,3 kg wędzonego boczku
  • 0,3 kg dobrze doprawionej kiełbasy (proponuję jałowcową)
  • 1 puszka drobno krojonych pomidorów bez skóry
  • ok. 100 g koncentratu pomidorowego (opcjonalnie)
  • 1 duża cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • przyprawy: 4 ziarna ziela angielskiego, 2 listki laurowe, 1 łyżeczkę majeranku, 0,5 łyżeczki kminku, 0,5 łyżeczki mielonej ostrej papryki lub chilli, 4 łyżeczki mielonej słodkiej papryki, sól, pieprz, 2 płaskie łyżeczki cukru
  • 1 czubata łyżka mąki (opcjonalnie)
Dzień wcześniej fasolkę należy opłukać i namoczyć na noc. Następnego dnia gotujemy ją w tej samej wodzie, w której była moczona. Boczek i cebulkę, kroimy w kostkę, kiełbasę w dość grube półplasterki lub również w kostkę (wszystko ma być podobnej wielkości, co fasola). Poszczególne składniki podsmażamy na patelni. Ja robię to tak, że najpierw wrzucam na patelnię boczek, a kiedy wytopi się z niego tłuszczyk, smażę na nim kolejno najpierw kiełbaskę, a później cebulę. Dzięki temu wszystko jest równomiernie zrumienione. Tak przygotowany boczek, kiełbasę i cebulę dorzucamy do gotującej się fasoli. Wtedy też dodajemy przyprawy i pomidory z puszki oraz posiekany jak najdrobniej czosnek. W zależności od smaku posiadanych pomidorów można dodać jeszcze mały słoiczek koncentratu pomidorowego. Całość gotujemy tak długo, aż powstanie gęsty sos, a fasola będzie mięciutka. Jeśli nie uda nam się uzyskać satysfakcjonująco gęstego sosu, możemy zagęścić go łyżką mąki. Musimy pamiętać, że wtedy należy wszystko jeszcze raz zagotować. W razie potrzeby doprawiamy solą i pieprzem. Smacznego.

Fasolkę po bretońsku podajemy oczywiście z pieczywem.


Po prostu pycha :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Z cyklu weekendowe słodkości... drożdżówki ślimaczki

Dawno nie piekłam już żadnych słodkości, więc jako że mamy weekend, postanowiłam zrobić nam coś słodkiego na przekąskę. Niestety mróz taki, że jak nie muszę, to nigdzie nie wychodzę. W związku z tym musiałam wymyślić coś z rzeczy, które akurat mieliśmy w domu. Mamy jeszcze całkiem niezły zapas przetworów owocowych, a w lodówce znalazłam trochę zapomniane, ale wciąż dobre drożdże. Trzeba było je wykorzystać, więc tym razem padło na drożdżówki.

Drożdżowe ślimaczki z dżemem wiśniowym




Będziemy potrzebować:

  • 400 g mąki pszennej
  • 40 g drożdży
  • 150 g masła
  • 200 ml ciepłego mleka
  • 3 łyżki cukru
  • szczyptę soli
  • słoiczek dżemu wiśniowego (lub innego ulubionego lub aktualnie posiadanego)
  • 1 jajko
Do sporej miski przesiewamy mąkę, dodajemy sól, robimy wgłębienie, w które wkruszamy drożdże, a następnie zasypujemy je cukrem. W ten dołek wlewamy połowę ciepłego mleka i delikatnie mieszamy, ale tylko z wierzchu, tak by mleko z drożdżami, cukrem i częścią mąki utworzyło masę o konsystencji gęstej śmietany. Całość przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 10-15 min. W reszcie mleka rozpuszczamy masło. Po upływie wymaganego czasu dodajemy mleko z masłem do mieszanki drożdżowej i wszystko dokładnie wyrabiamy. Jeszcze raz odstawiamy miskę w ciepłe miejsce na ok. 1 do 1,5 godz. Po tym czasie ciasto powinno mniej więcej podwoić swoją objętość. Na papierze do pieczenia rozwałkowujemy ciasto na kształt prostokąta i smarujemy całą jego powierzchnię dżemem. Zwijamy ciasto tak jak na roladę. Dobrze jest sobie przy tym pomagać papierem, na którym rozwałkowaliśmy ciasto i zwijać je tak, jak to się robi w przypadku zwijania sushi na macie bambusowej. Ciasto jest dość luźne i nie bardzo zwięzłe, dlatego może się to okazać konieczne. Brzeg rolady sklejamy, a następnie kroimy ją bardzo ostrym nożem na plastry o grubości ok. 1,5-2 cm. Rolada będzie się spłaszczać pod naciskiem noża, ale to nic. Bułeczki układamy na papierze do pieczenie w odstępach ok. 3-4 cm. Z wierzchu smarujemy roztrzepanym jajkiem. Dodatkowo można je posypać grubym, brązowym cukrem. Pieczemy 20 min. w 190 stopniach Celsjusza.




Najsmaczniejsze są oczywiście tego samego dnia - niezwykle lekkie, puszyste i delikatne, ale nie bardzo słodkie. Jeśli chcemy drożdżówki zostawić na dzień następny, warto schować je do papierowej torebki i szczelnie zamknąć, ale mimo wszystko nie będą już tak dobre jak świeże. Myślę jednak, że z tym nie będzie problemu, bułeczki wprost rozpływają się w ustach i znikają w mgnieniu oka.

Miłego wieczoru!

sobota, 26 stycznia 2013

Cebulowa focaccia

Focaccia to rodzaj włoskiego pieczywa. W wersji podstawowej posypana jest z wierzchu gruboziarnistą solą, jednak do ciasta bywają dodawane rozmaite dodatki. Najczęściej są to oliwki lub różne zioła. Focaccia może także przypominać nieco pizzę bez sosu, a z suszonymi pomidorkami, prosciutto czy parmezanem. Jednak warto nie przesadzać z dodatkami, by nie zdominowały smaku samego chlebka, który jest naprawdę wyjątkowy.

Focaccia z cebulą




Potrzebujemy:
  • 500 g mąki
  • 40 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczkę cukru
  • 1 łyżeczkę soli
  • 1/4 szklanki oliwy z oliwej + trochę do skropienia focacci przed pieczeniem
  • ok. 300 ml ciepłej wody
  • 1 cebulę
  • ok. 1/2 łyżeczki suszonego tymianku
  • olej do smażenia
  • sól morską, gruboziarnistą (np. w młynku)
Drożdże i cukier rozpuszczamy w 1/2 szklanki ciepłej wody i odstawiamy na jakieś 10-15 min., aż wierzch płynu lekko się spieni. Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy łyżeczkę soli, a także spienione drożdże i oliwę. Całość mieszamy i wyrabiamy ok. 10 min. Po tym czasie powinniśmy uzyskać jędrne i dość gładkie ciasto, powracające do swojego pierwotnego kształtu po uciśnięciu dłonią. Tak przygotowane ciasto odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 2 godz. Najlepiej włożyć je do miski oprószonej mąką, przykryć ściereczką i postawić przy włączonej kuchence gazowej. Niestety jest teraz tak zimno, że jest to jedyny sposób. Cebulkę kroimy w poprzek na pół, a połówki jeszcze raz na pół, ale wzdłóż. Następnie przekrojone połówki kroimy cienko, tak jak w piórka. Tak pokrojoną cebulkę podsmażamy do zrumienienia i mieszamy z tymiankiem. Odstawiamy do ostygnięcia. Po upływie 1,5 godz. możemy sprawdzić ciasto. Jeśli podwoiło objętość, naciskamy je palcem, tym razem ślad powinien zostać. Jeśli tak jest, ciasto jest gotowe. Gdyby jednak ciasto jeszcze nie wyrosło dość dobrze, zostawiamy je jeszcze na ok. 0,5 godz. Piekarnik rozgrzewamy do 230 stopni Celsjusza. Gotowe ciasto ugniatamy jeszcze chwilę, a następnie rozciągamy je w mniej więcej prostokąt o grubości 1 cm. Rozpłaszczone ciasto naciskamy gdzieniegdzie palcem, tworząc małe zagłębienia. W przypadku tradycyjnej focaccii wystarczyłoby ją jeszcze tylko skropić oliwą, posypać gruboziarnistą solą i tyle, jednak w przypadku tego przepisu, na jej wierzchu rozprowadzamy podsmażoną cebulkę i dopiero posypujemy solą. Jeśli cebulka jest dość sucha, dodatkowo również skrapiamy ciasto oliwą. Chlebek pieczemy ok. 20 min. Wyśmienicie smakuje ciepły, ale można go także podawać w temperaturze pokojowej. Polecam również jako pieczywo śniadaniowo-kolacyjne lub jako dodatek do zup i sosów.





Naszą focaccię zjedliśmy z resztą paprykowo-pomidorowej zupy krem
i muszę przyznać, że idealnie się uzupełniały :)


Smacznego!

piątek, 25 stycznia 2013

Rybka + marchewka z jabłkiem

Szczerze mówiąc jest to tak banalny przepis, że nawet nie miałam zamiaru go dodawać (zdjęcia robiłam już tak dawno, że zdążyłam zmienić nieco wystrój w kuchni ;)), jednak moja koleżanka upierała się, że to właśnie w jego prostocie tkwi cały sekret. Mimo to jestem przekonana, że każdy robi coś podobnego i to bez żadnych instrukcji. Dodaję go jednak z jeszcze jednego względu. To jest mój ulubiony piątkowy zestaw.


Smażona rybka w jajku i bułce tartej


Będziemy potrzebować:
  • 0,5 kg filetów naszej ulubionej ryby
  • cytrynę
  • przyprawy: sól, pieprz
  • 1 jajko
  • odrobinę mleka
  • bułka tarta
  • olej do smażenia
Rybkę dokładnie płuczemy. Posypujemy solą i pieprzem oraz skrapiamy sokiem z cytryny, a następnie odstawiamy na 10-15 min. do lodówki. Po tym czasie maczamy rybę w jajku roztrzepanym z mlekiem, a następnie obtaczamy w bułce tartej. Czynność powtarzamy. Tak przygotowane filety układamy na rozgrzanym oleju i smażymy na rumiano.



Kiedy rybkę odstawimy do lodówki, możemy zająć się przygotowywaniem najlepszej surówki pod słońcem.


Marchewka z jabłkiem


Będą nam potrzebne:
  • 4 spore marchewki
  • 1 bardzo duże jabłko lub 2 mniejsze
  • cukier
  • cytryna
Marchewkę i jabłko ścieramy na tarce na dużych oczkach. Doprawiamy cukrem i sokiem z cytryny. Przed podaniem dobrze jest surówkę na trochę odstawić, by smaki się połączyły.



Wtedy spokojnie zajmujemy się panierowaniem i smażeniem naszej odstawionej wcześniej do lodówki ryby. Lubię ten zestaw też z tego powodu, że nie muszę na nic czekać, ponieważ gdy rybka stoi w lodówce, ja robię surówkę, a kiedy z kolei surówka powinna trochę odczekać, ja wracam do przygotowywania ryby. Tym sposobem wszystko jest gotowe w jednym czasie i od razu można jeść :)



Wiem, że ten obiad z większymi lub mniejszymi modyfikacjami gości prawdopodobnie w co drugim, o ile nie w każdym domu. Wiem, że to nic nowatorskiego ani odkrywczego. Wiem, że niektórym może się wydawać wręcz nudny. Trudno. Ja bardzo go lubię. To dla mnie prawdziwy klasyk ;)

Miłego dnia!

czwartek, 24 stycznia 2013

Paprykowo-pomidorowa zupa krem

Co może być zimą lepszego niż zupa? Gęsta, gorąca i aromatyczna. Bardzo lubię zupy, a o tej porze roku raz na jakiś czas po prostu muszę jakąś zjeść. Dziś rano przejrzałam lodówkę i szafki i już wiedziałam, co ugotuję. Padło na paprykowo-pomidorową zupę krem. Jak każdą tego typu zupę można ją pododawać z różnymi dodatkami i przyprawiać na rozmaite sposoby. Może być słodkawa lub pikantna, z grzankami, groszkiem ptysiowym, świeżymi ziołami, usmażonym na chrupiąco boczkiem, śmietaną bądź po prostu z makaronem lub pieczywem. Możliwości jest wiele, jednak dziś nie wybrałam żadnej z powyższych. Jest jeszcze jeden sposób, by nadać tej konkretnej zupie charakterystycznego smaku, a jednocześnie jest to ciekawy sposób jej podania. Mam na myśli fetę. Jeśli rozpuścimy ją w zupie, otrzymamy fantastyczny, słonawy i dość ostry smak. Możemy też ją pokruszyć i posypać nią talerze z kremem. Tak czy tak, feta wspaniale się tutaj sprawdza. Taka zupa kojarzy mi się z kuchnią śródziemnomorską. Nie wiem do końca, na ile jest to trafne skojarzenie. Wydaje mi się, że pamiętam smak podobnej zupy z mojej dawnej podróży w te rejony i wcale nie ważne, czy istotnie mogłam wtedy zapamiętać ten smak czy nie. Ważne, że już sam zapach tej zupy przenosi mnie nad Morze Śródziemne.


Paprykowo-pomidorowa zupa krem z serem feta


Wersja z grzankami - dla mojego P.


Należy przygotować:
  • 2 czerwone papryki
  • 2 puszki pomidorów bez skóry
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 sporą cebulę
  • 2 szklanki bulionu lub rosołu
  • przyprawy: sól, pieprz
  • 4 płaskie łyżeczki cukru
  • fetę w kawałku – ok. 200 g + trochę do podania
  • świeżą bazylię
  • 2 kromki chleba na grzanki (u mnie razowy, wieloziarnisty)
  • olej do smażenia
Paprykę smarujemy olejem/oliwą i opalamy nad kuchenką gazową lub pieczemy w piekarniku, aż skórka zrobi się lekko zwęglona, a następnie na chwilę wrzucamy ją do zimnej wody. Skórka powinna wtedy łatwo dać się obrać. Tak przygotowaną paprykę kroimy na mniejsze kawałki. Ewentualnie papryki można nie obierać, a jedynie pokroić w kostkę, a później zmiksować razem ze skórką. Też wychodzi nie najgorzej. Cebulę kroimy w piórka i podsmażamy do momentu, kiedy zrobi się ładnie zrumieniona. Czosnek siekamy drobniutko lub przeciskamy przez praskę. Pomidory wlewamy do garnka, do którego wkładamy również paprykę, cebulę i czosnek. Doprawiamy pieprzem oraz cukrem i pozwalamy, by całość chwilę się gotowała. Do warzyw wkruszamy ok. 200 g fety i wszystko mieszamy. Wcale się nie przejmujemy grudkami, które zostaną z fety. Później i tak wszystko zmiksujemy na gładko. Dolewamy trochę bulionu. Najpierw ok. szklankę. Mieszamy i sprawdzamy konsystencję. Nie należy zupy zbytnio rozwodnić, ma pozostać gęsta. Po dolaniu szklanki bulionu możemy zupę zmiksować ręcznym lub stojącym blenderem, by lepiej kontrolować jej gęstość. Wtedy możemy dolać ewentualnie nieco więcej bulionu, jeśli całość jest bardzo gęsta. Bezpośrednio przed miksowaniem dorzucamy kilka listków bazylii. Zmiksowany krem próbujemy i w razie potrzeby doprawiamy solą, pieprzem i cukrem. Sól raczej nie będzie potrzebna ze względu na dodaną fetę, jednak jeśli pomidory były bardzo kwaśne, można dodać jeszcze odrobinę cukru. Chlebek wystarczy pokroić w niewielką kostkę i podsmażyć na patelni na odrobinie oleju, aż stanie się złotobrązowy i chrupiący. Zupę podajemy gorącą, posypaną pokruszoną fetą lub grzankami.


Wersja z fetą - dla mnie


Jeśli chcemy zupę podać nieco młodszym domownikom, można, dla złagodzenia smaku, dodać do niej trochę słodkiej śmietanki. Krem ma dość intensywny smak i w podstawowej wersji może nie odpowiadać maluchom, ale po dodaniu do niego śmietanki, smakuje nawet małym dzieciom. Sposób sprawdziła moja znajoma i jej córeczka bardzo chętnie zjada taką zupę ze słodką śmietanką 12%. Gotowanie dla osób w różnym wieku to niełatwe zadanie, więc takie triki stają się wtedy przydatne. Ja w prawdzie nie muszę na razie się o to martwić, ale uznałam, że pomysł warto tu przedstawić :)

Smacznego!

wtorek, 22 stycznia 2013

Kotlety ziemniaczane + buraczki

Zdarza Wam się czasami, że po obiedzie zostają już ugotowane, niezjedzone ziemniaki? Pewnie tak. Ja bardzo nie lubię takich ziemniaków dojadać następnego dnia, więc robię z nich różne rzeczy. Kopytka czy kluski śląskie znają chyba wszyscy, ale to nie jedyne sposoby na przetworzenie ugotowanych ziemniaków. Doskonałym pomysłem na ich zużycie są kotlety ziemniaczane. Jest to tani i prosty obiad. Nadaje się do odgrzewania, mrożenia, zabrania ze sobą np. do pracy, a także nie wymaga wiele wysiłku. No po prostu ideał ;)


Kotlety ziemniaczane




Do ich zrobienia potrzebujemy:
  • ok. 1 kg ugotowanych ziemniaków
  • 1 niezbyt dużą cebulkę
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 jajko
  • przyprawy: sól, pieprz, majeranek (lub świeżą natkę pietruszki)
  • mąkę pszenną
  • bułkę tartą
  • olej do smażenia
Cebulkę kroimy w drobniutką kostkę i podsmażamy na złoto na oleju. Czosnek siekamy lub przeciskamy przez praskę. Natkę również drobno siekamy. Ziemniaki przepuszczamy przez maszynkę do mielenia. W przypadku gdy nie posiadamy takiego sprzętu, wystarczy jeśli utłuczemy je zwykłym tłuczkiem, jak na pure. Do tak przygotowanych ziemniaków dodajemy cebulkę, czosnek natkę pietruszki lub majeranek oraz przyprawy. Wbijamy także jajko i całość mieszamy. Masa będzie dość luźna i należy zagęścić ją mąką (ewentualnie bułką tartą), by dało lepić się kotleciki. Nie jestem w stanie podać dokładnej ilości mąki, ponieważ w dużej mierze zależy to od posiadanych ziemniaków. Ważne jednak, aby mąki nie dodać zbyt dużo. Kotlety będą wtedy twardsze i nie tak smaczne. Możemy ułatwić sobie nieco zadanie ich formowania, zwilżając dłonie w wodzie. Każdy kotlet od razu obtaczamy w bułce tartej i smażymy na małym ogniu do zrumienienia. Podajemy gorące np. w towarzystwie surówki, marchewki z groszkiem czy mizerii, jednak dziś proponuję do nich...



Buraczki z jabłkami


Potrzebujemy:
  • 600 g buraków
  • 2 duże, kwaśne jabłka
  • 1 małą cebulkę
  • 1 łyżka mąki pszennej
  • sól, cukier
  • sok z cytryny
Buraki dokładnie myjemy, a następnie gotujemy w mundurkach. Czas gotowania buraków może się znacznie różnić. Ja staram się zawsze wybierać jak najmniejsze okazy, ponieważ duże mogą gotować się nawet ponad godzinę. Po ugotowaniu odcedzamy je i odstawiamy do ostygnięcia. W tym czasie cebulkę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na złoto na głębokiej patelni lub w garnku o nieprzywierającym dnie. Buraczki obieramy i ścieramy na tarce na grubych oczkach. Jabłka również obieramy i ścieramy tak samo. Do cebulki dodajemy mąkę i wszystko dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy jabłka i całość podlewamy ok. 1/3 szklanki wody. Dusimy do momentu, kiedy jabłka zaczynają tracić kształt i powoli zmieniają kolor. Wtedy dodajemy buraczki. Doprawiamy solą i cukrem oraz sokiem z cytryny. Chwilę podsmażamy i gotowe. Ilość cukru i soku z cytryny zależy od tego, jakie mamy jabłka. Jeśli kwaśne, sok z cytryny może okazać się zbędny, jeśli słodkie, warto go dodać. Najlepiej i tak jest wszystko próbować, dodając na początku niewielkie ilości. Tak przygotowane buraczki można zjeść od razu lub włożyć do wyparzonych słoików i zapasteryzować. Z podanego przepisu wychodzi ich sporo. My jedliśmy je zarówno w domu, jak i w pracy. Jednak co domowy obiad, to domowy obiad. Nic tego nie przebije, żaden gotowiec, a nawet najlepsze ciastko z najlepszej cukierni ;)

Mój obiadek odgrzany w pracy :)

Smacznego!

PS.: Dzięki jednej z moich oddanych czytelniczek wzięłam udział w konkursie Onetu na Blog Roku 2012. Ja nawet o tym nie wiedziałam, więc tym bardziej jestem wdzięczna i dziękuję za tak duże zaangażowanie. Trzymajcie kciuki :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Niebanalne kotlety mielone vol. 3 + słodko-kwaśna surówka

Kotlety mielone nie należą do dań wyszukanych, jednak są proste, smaczne i niespecjalnie skomplikowane. Żeby się szybko nie znudziły, robię je w kilku wersjach oraz z różnorodnymi dodatkami. Na kolejną zapraszam w dzisiejszym poście.


Kotlety mielone z marchewką




Będziemy potrzebować:
  • 0,5 kg mięsa mielonego (u mnie z kurczaka)
  • sporą bułkę namoczoną wcześniej w wodzie
  • 1 cebulę pokrojoną w małą kostkę i zrumienioną na patelni
  • 1 bardzo dużą lub 2 małe marchewki starte na tarce na grubych oczkach
  • 1 jajko
  • przyprawy: pieprz, sól, granulowany czosnek, majeranek
  • bułkę tartą
  • olej do smażenia
Mięso mielone, bułkę tartą, cebulkę, marchewkę i jajko mieszamy na dość gładką masę. Jeśli całość jest zbyt kleista, dodajemy bułkę tartą. Tyle, by z łatwością móc formować kotlety (ok. 3 łyżki). Wszystko przyprawiamy do smaku solą, pieprzem, granulowanym czosnkiem i majerankiem. Następnie formujemy niezbyt duże kotleciki, które obtaczamy w bułce tartej i smażymy na rozgrzanym tłuszczu z obu stron na złoto-brązowy kolor. Do takich kotletów proponuję słodko-kwaśną surówkę, na którą przepis znajdziecie poniżej.



Surówka z kapusty pekińskiej z kukurydzą, jabłkiem oraz kiszonymi ogórkami


Do jej zrobienia należy przygotować:
  • 1 niewielką kapustę pekińską
  • 1 puszkę kukurydzy
  • 2 małe jabłka
  • 4 niezbyt duże ogórki kiszone
  • 1 małe opakowanie (ok. 180-200 g) jogurtu naturalnego i tyle samo majonezu
  • sól, pieprz, cukier
Kapustę pekińską kroimy na pół, a następnie siekamy. Jabłka obieramy, usuwamy z nich gniazda nasienne i ścieramy na tarce na grubych oczkach. Ogórki kiszone również ścieramy na takich samych oczkach i delikatnie odciskamy. W sporej misce mieszamy poszatkowaną kapustę, starte jabłka i ogórki oraz kukurydzę. W oddzielnym pojemniku łączymy jogurt z majonezem i zalewamy nimi warzywa. Całość doprawiamy do smaku solą i pierzem, a jeśli jabłka nie były dość słodkie, także cukrem. Odstawiamy na ok. 10 min. i ponownie mieszamy. Podajemy z kotletami mielonymi, kotletami z kurczaka, bądź z rybą w cieście. Surówka jest dość delikatna i idealnie pasuje do różnych mięs oraz ryb. To jeden z moich ulubionych dodatków obiadowych.

Smacznego!

środa, 9 stycznia 2013

Muffinki z powidłami

W związku z choróbskiem, które się do mnie przyplątało, naszła mnie dzisiaj ochota na małe, słodkie co nieco. Biały puch za oknem natchnął mnie do zrobienia czegoś, co i zapachem, i smakiem przywodzi na myśl miniony, świąteczny czas. Niestety moje przeziębienie wciąż nie daje za wygraną, dlatego postawiłam na coś prostego i jednocześnie takiego, żeby nie musieć wychodzić po nic do sklepu. Padło więc na...


Korzenne muffinki z powidłami śliwkowymi




Potrzebujemy:
  • 2 szklanki mąki pszenne
  • 3/4 szklanki cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczkę sody oczyszczonej
  • 1 szklankę mleka
  • 1/2 szklanki oleju
  • 2 jajka
  • 4 pełniutkie łyżeczki przyprawy korzennej własnego wyrobu (przepis poniżej)
  • mały słoiczek, ok. 200 g powideł śliwkowych (przepis tutaj)

Przyprawa korzenna, której użyłam do tych muffinek, nie jest standardową przyprawą piernikową. Do jej zrobienia użyłam:
  • 4 łyżeczki mielonego cynamonu
  • 1 łyżeczkę imbiru
  • 1 łyżeczkę gałki muszkatołowej
  • 1/2 łyżeczki świeżo mielonego czarnego pieprzu
  • 2 utłuczone w moździerzu ziarna ziela angielskiego
  • 2 opakowania cukru z prawdziwą wanilią (64 g)
Wszystkie przyprawy oraz cukier łączę razem i przechowuję w słoiczku, w ciemnym i suchym miejscu. Do muffinek zużywam ok. 1/2 tego, co wychodzi z podanych składników.

Natomiast jeśli chodzi o same muffinki, sprawa jest dziecinnie prosta. Na początek łączymy wszystkie suche składniki: mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sodę oczyszczoną oraz przyprawę korzenną. Następnie wlewam mleko i olej oraz wbijam jajka. Całość mieszamy krótko, tylko do połączenia się składników. Grudkami wcale się nie przejmujemy. Do foremek na muffiny nakładamy po ok. 1,5 łyżki ciasta. Na wierzch układamy po pełnej łyżeczce powideł, a wszystko przykrywamy kolejną porcją ciasta. Formy mogą być napełnione prawie do krawędzi. Muffiny rosną bardzo ładnie, ale jeszcze nigdy ciasto nie wylało mi się poza brzegi foremek. Pieczemy je ok. 25 min. w 180 stopniach Celsjusza. Przed wyciągnięciem, chwilę studzimy w wyłączonym piekarniku, a dopiero po ok. 10 min. wyjmujemy je na kratkę. Dzięki temu muffiny nie opadają, w środku są delikatne i puszyste, a z wierzchu delikatnie chrupiące. Dla mnie - idealne. W prawdzie przydałaby się do nich polewa czekoladowa, a najlepiej gache, ale już nie będę marudzić. I tak te muffinki poprawiły mi dzisiaj humor :)




Smacznego!

wtorek, 8 stycznia 2013

Placuszki z kaszy gryczanej

Miałam nadzieję, że w wolnym czasie uda mi się dodać tutaj parę przepisów, jednak (jak zwykle) przeliczyłam się. Z przyjemnością poddałam się słodkiemu lenistwu. Natomiast teraz, gdy trzeba było wrócić do codzienności, rozchorowałam się i muszę przez kilka dni zostać w domu. Niestety kiepskie samopoczucie nie wpływa zbyt dobrze na moje chęci do kulinarnych szaleństw. Dlatego stawiam na prostotę. Dziś proponuję...


Placuszki z kaszy gryczanej




Do ich wykonania potrzebujemy:
  • 3 woreczki kaszy gryczanej ugotowanej według instrukcji na opakowaniu
  • 1 dużego ziemniaka startego na drobnych oczkach
  • 2 jajka
  • 5 kopiastych łyżek mąki pszennej
  • 1 por posiekany dość drobno, np. w piórka (odrobinę zostawiamy do dekoracji)
  • 1 laska kiełbasy pokrojonej w kostkę i podsmażonej na patelni
  • 20 dag boczku (przygotowanego tak, jak kiełbasa)
  • 2-3 pełne łyżki kwaśnej, gęstej śmietany 18%
  • sól, pieprz
  • olej do smażenia

Wszystkie składniki łączymy dokładnie w sporej misce. Masa musi być dość jednolita, z wyraźnie widoczną kaszą i porem. Na patelni rozgrzewamy olej i smażymy nieduże placuszki z obu stron na ładny, złoto-brązowy kolor. Podajemy z łyżką kwaśnej śmietany i udekorowane zieloną częścią pora.


Wiem, że podobny przepis prezentował Karol Okrasa w kampanii reklamowej Lidla, jednak to chyba nie do końca to samo. Mój wzorowałam na tym, co kiedyś jadłam w sanatorium. Mimo że dostałam wtedy dokładne instrukcje, jak zrobić te placuszki, oczywiście wszystkiego nie zapamiętałam i nie zapisałam. Na szczęście i tak wszystko się udało. To danie sprawiło, że zatęskniłam za cukinią i przyrządzanymi z niej placuszkami. Nie mogę się doczekać, kiedy znów na straganach będzie można dostać letnie warzywa, bo te z marketów jakoś do mnie nie przemawiają. Chciałabym już lato albo chociaż wiosnę. Mam dość szaro-burej pogody, zimna, kataru i zdecydowanie cierpię na niedobór słońca.

Mimo wszystko - miłego dnia!