czwartek, 21 marca 2013

Bułeczki z suszonymi pomidorami

Bardzo długo zabierałam się za upieczenie domowych bułeczek, aż w końcu, gdy wreszcie się za nie wzięłam, nie mogłam się zdecydować, które upiec najpierw. Upiekłam więc bułeczki w dwóch smakach. Słodkie z rodzynkami oraz wytrawne z suszonymi pomidorami. Te drugie są póki co na pierwszym miejscu, ale szybko może się to zmienić, ponieważ w weekend znów planuję pieczenie. Tymczasem zapraszam na puszyste bułeczki o intensywnym smaku, świetnie nadające się na leniwe śniadanie.

Ziołowe bułeczki z suszonymi pomidorami

składniki na 5 bułeczek



Do ich przygotowania będziemy potrzebować:
  • 250 g mąki + 1 garść do podsypania
  • 1 łyżeczka soli
  • 175 ml wody
  • 2  łyżki oliwy z pomidorów+ trochę do posmarowania miski oraz bułeczek
  • 5 mięsistych suszonych pomidorów z oliwy
  • 10 g świeżych drożdży + 1 łyżeczka cukru
  • po 0,5 łyżeczki suszonej bazylii i tymianku oraz słodkiej mielonej papryki

Przygotowanie bułeczek jest bardzo proste i niemal identyczne, jak przygotowanie ich słodkiej wersji z rodzynkamiDrożdże wkruszamy do sporej miski, posypujemy 1 łyżeczką cukru, odstawiamy na chwilę, a gdy drożdże się rozpuszczą, dodajemy oliwę i wodę. Następnie dodajemy sól i stopniowo mąkę. Mieszamy drewnianą łyżką, a po dodaniu całej mąki, wyjmujemy ciasto na blat/stolnicę i zagniatamy. Po chwili dodajemy pokrojone w paseczki suszone pomidory oraz zioła i paprykę, dalej wyrabiając. Gotowe ciasto jest gładkie, jednolite i łatwo odchodzi od rąk Miskę delikatnie natłuszczamy i z powrotem przekładamy do niej ciasto. Przykrywamy ją ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Po ok. 1-1,5 godz. ciasto powinno podwoić swoją objętość. Wtedy wyjmujemy je jeszcze raz na blat/stolnicę, chwilę przerabiamy, a następnie formujemy 5 mniej więcej tej samej wielkości bułeczek. Układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok. 20 min. W tym czasie piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Na spód piekarnika możemy wstawić naczynie z wodą. Wyrośnięte bułeczki smarujemy delikatnie oliwą z pomidorów i pieczemy w nagrzanym piecyku 20 min. Upieczone studzimy na kratce. Smakują wyśmienicie zarówno same, jak i z dodatkami, np. z twarożkiem lub mozarellą. Polecam serdecznie.




Smacznego!

poniedziałek, 18 marca 2013

Słodkie bułeczki z rodzynkami

Ostatnio zabrałam się za drożdżowe bułeczki. Przygotowałam je w dwóch wersjach smakowych. Ciasto drożdżowe zawsze trochę mnie przerażało i chociaż do tej pory nie upiekłam jeszcze tradycyjnej drożdżówki, to drożdżowe wypieki pojawiają się u mnie coraz częściej i wychodzą mi coraz lepiej. Jako pierwsze przedstawiam śniadaniowe bułeczki, lekko słodkie i z rodzynkami. Doskonałe również na przekąskę. Smakują zarówno same, jak i z dżemem lub w towarzystwie szklanki mleka. Delikatne i puszyste, ale nie przesadnie nadmuchane. Bez wrażenia pustego środka. Zdecydowanie bardziej treściwe, niż ich odpowiedniki dostępne w sklepach. Przepis powstał na bazie mojego starego i wielokrotnie modyfikowanego przepisu na rogaliki. Wyszły zadziwiająco dobre. Do tego łatwe i szybkie. Czy może być jeszcze lepiej?

Drożdżowe bułeczki z rodzynkami

składniki na 5 bułeczek



Należy przygotować:
  • 250 g mąki + 1 garść do podsypania
  • 4 łyżki cukru pudru (może być też zwykły)
  • 150 ml mleka + trochę do posmarowania bułeczek
  • 50 g masła + trochę do posmarowania miski
  • 50 g rodzynek
  • szczypta soli
  • 10 g świeżych drożdży + 1 łyżeczka cukru

Masło rozpuszczamy razem z mlekiem i studzimy. Drożdże wkruszamy do sporej miski, posypujemy 1 łyżeczką cukru, odstawiamy na chwilę, a gdy drożdże się rozpuszczą, dodajemy masło z mlekiem. Następnie dodajemy cukier, szczyptę soli i stopniowo mąkę. Mieszamy drewnianą łyżką, a po dodaniu całej mąki, wyjmujemy ciasto na blat/stolnicę i zagniatamy. Po chwili dodajemy rodzynki i dalej wyrabiamy. Gotowe ciasto jest gładkie, jednolite i łatwo odchodzi od rąk Miskę delikatnie natłuszczamy i z powrotem przekładamy do niej ciasto. Przykrywamy ją ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Po ok. 1-1,5 godz. ciasto powinno podwoić swoją objętość. Wtedy wyjmujemy je jeszcze raz na blat/stolnicę, chwilę przerabiamy, a następnie formujemy 5 mniej więcej tej samej wielkości bułeczek. Układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia na ok. 20 min. W tym czasie piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Na spód piekarnika możemy wstawić naczynie z wodą. Wyrośnięte bułeczki smarujemy delikatnie mlekiem i pieczemy w nagrzanym piecyku ok. 15 min. (Ja piekłam je ciut dłużej i było to niestety ciut za długo.) Upieczone studzimy na kratce (o ile nie zjemy ich wcześniej ciepłych ;)).




Smacznego!

P.S. Już wkrótce przepis na kolejne bułeczki! Tym razem wytrawne - ziołowe z suszonymi pomidorami. Równie dobre, a może nawet lepsze :)

niedziela, 17 marca 2013

Angielskie ciasto ucierane

Już dawno miałam wstawić ten przepis, ale ciągle coś innego było dla mnie ważniejsze. W końcu o przepisie zapomniałam i pewnie w ogóle bym go nie umieściła na blogu, gdybym dzisiaj nie postanowiła zrobić małego przeglądu zdjęć, które mam na dysku. Pamiętacie jeszcze mój torcik w kształcie lalki? Ciasto powstało zaraz po nim, by wykorzystać pozostały krem i okazało się naprawdę dobre. Przepis pochodzi ze strony BBC, ale trochę go doprecyzowałam  i wyszło świetne. Puszyste, mięciutkie i wilgotne. Idealne do lekkiego kremu lub bitej śmietany i owoców. Dziś przedstawiam tradycyjne angielskie ciasto ucierane, czyli...

Victoria sponge

przepis na tortownicę o średnicy 24 cm



Będziemy potrzebować:
  • 225 g mąki
  • 225 g cukru (ja dodałam trochę mniej, jakieś 180 g, a i tak było dość słodkie)
  • 225 g bardzo miękkiego masła
  • 4 jajka
  • 4 łyżki mleka
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 opakowanie cukru z prawdziwą wanilią (ewentualnie ekstrakt lub olejek waniliowy)

Piekarnik nagrzewamy do 160 stopni. (W oryginalnym przepisie jest 180, ale ciasto wtedy zbyt szybko spiecze się z góry i może pęknąć. Dlatego radzę nieco zmniejszyć temperaturę pieczenia.) Masło ucieramy z cukrem, aż stanie się puszyste i jasne. Następnie dodajemy po 1 jajku i cały czas miksujemy. Dosypujemy mąkę, proszek do pieczenia i cukier waniliowy, a na koniec dolewamy po 1 łyżce mleka, cały czas miksując.   Ciasto przekładamy do tortownicy (każdą formę, inną niż silikonowa, należy wyłożyć papierem do pieczenia lub natłuścić i posypać mąką/bułką tartą) i wyrównujemy wierzch. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na ok. 30 min. Po tym czasie wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i zostawiamy tak ciasto na jakieś 5 min. Później można je wyjąć z piekarnika, ale jeszcze nie wyciągać z formy. Robimy to po kolejnych 5 min., a następnie studzimy ciasto na kratce. Całkowicie ostygnięte przekrawamy na dwa krążki i przekładamy je np. dżemem i bitą śmietaną, owocami i bitą śmietaną lub lemon curd. Tak naprawdę możemy użyć dowolnego nadzienia i to jest fajne, a ciasto może być za każdym razem inne. Ja wykorzystałam kremy z tego przepisu, a udekorowałam je dżemem wiśniowym. Może nie wyszło najpiękniejsze, ale za to jak smakowało!




Ciasto ma bardzo przyjemny smak i jest na tyle wilgotne, że nie potrzebuje nasączania. Właśnie z tego powodu jest świetne do tortów z lukrem plastycznym. Jest do nich wręcz doskonałe również dlatego, że wspaniale wycina się z niego różne wzory i nie kruszy się tak bardzo, jak biszkopt. Sprawdzi się także w przypadku niezapowiedzianych gości, ponieważ składniki na nie zazwyczaj mamy w domu. Szybkie, proste, raczej nie może się nie udać. Serdecznie polecam na niedzielny deser :)

Smacznego!

piątek, 15 marca 2013

Azjatyckie inspiracje

Mówiłam już, że uwielbiam krewetki? Nie? Otóż kocham je miłością od pierwszego wejrzenia. W zasadzie dotyczy to jedynie krewetek tygrysich, bo koktajlowe jakoś nigdy na kolana mnie nie powaliły.  Być może po prostu chodzi o ich wielkość. Są za małe i ich smak czasami ginie wśród innych aromatów. Do dania, które dzisiaj chcę Wam zaprezentować zdecydowanie się nie nadają. Nawet nie poczulibyście, że tam są, przytłoczone przez bogactwo przypraw i smaków. Natomiast tygrysie to już inna bajka. Są po prostu pyszne, delikatne i w zasadzie mogłabym je jeść podsmażone jedynie na czosnkowo-cytrynowym masełku, posypane np. natką pietruszki. Pycha. Muszę niedługo przygotować je właśnie w taki sposób, ale dziś zapraszam na...

Pikantną zupę curry z krewetkami tygrysimi

porcja dla 4 bardzo lub 5 nieco mniej głodnych osób



Potrzebujemy:
  • 0,5 kg mrożonych krewetek tygrysich
  • 2 średnie marchewki
  • 0,3 kg pieczarek
  • 1 czerwoną paprykę
  • 1 sporą cebulę
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 2 cebulki dymki ze szczypiorkiem
  • 1 cytrynę: otartą skórkę i sok
  • 1 puszkę pomidorów lub tyle samo pomidorowej passaty
  • 1 puszkę mleka kokosowego
  • 1 szklankę mleka (Tego dnia, kiedy robiłam zupę nie udało mi się dostać mleka kokosowego i zupkę zrobiłam jedynie na zwykłym mleku. Również była smaczna, nawet bardzo:))
  • 1 łyżkę masła
  • przyprawy: 2 łyżki curry, 2 łyżki słodkiej mielonej papryki, 1 łyżeczkę cynamonu, 1 łyżeczkę sproszkowanego imbiru, ok. 0,5 łyżeczki gałki muszkatołowej, chili lub ostrą mieloną paprykę (opcjonalnie), sól i cukier do smaku (zupa powinna być tylko delikatnie słodkawa)

Dodatkowo:
  • kilka placków tortilli (ilość wedle zapotrzebowania)

Krewetki rozmrażamy. Marchewkę kroimy dość drobno (ja pokroiłam ją w takie niby słupki). Paprykę kroimy tak samo lub w kostkę, cebulę i dymkę w piórka, pieczarki w grube plasterki, czosnek w paseczki/słupki. Pomidory blendujemy/miksujemy ze szklanką mleka. Powstały płyn wlewamy do garnka i dodajemy mleko kokosowe. Podgrzewamy i mieszamy, aż płyn stanie się jednolity i gładki.

W tym czasie na patelni rozpuszczamy masło i podsmażamy na nim posiekany czosnek i skórkę otartą z cytryny przez ok. 1 min. Następnie dorzucamy krewetki. Smażymy je do momentu, gdy ładnie zaróżowią się ze wszystkich stron. Wtedy zdejmujemy je z ognia i odstawiamy na bok.

Do do sosu dodajemy wszystkie przyprawy i mieszamy. (Mała uwaga odnośnie curry. Należy sprawdzać smak swojej przyprawy. Moje było tym razem nieznośnie ostre. Ta sama przyprawa różnych firm różni się składem i niestety smakiem. Dobrze, że spróbowałam sosu, zanim dodałam do zupy chili, bo inaczej pewnie nie dali byśmy rady jej zjeść.) Wrzucamy do sosu marchewkę, gotujemy ok. 5 min. i dodajemy resztę warzyw. Gotujemy kolejne 5 min., a następnie dodajemy podsmażone krewetki (razem z czosnkiem, skórką cytrynową i masłem z patelni). Gotujemy jeszcze ok. 10 min. (marchewka powinna pozostać wciąż chrupka).

W tym czasie przygotowujemy chipsy z tortilli. Każdy placek kroimy na 4 części i podsmażamy na suchej patelni z obu stron do momentu, kiedy staną się sztywne i chrupiące.



Jeśli zupa jest bardzo gęsta, można dodać jeszcze trochę mleka. W razie potrzeby doprawiamy ją jeszcze solą i cukrem, a na koniec dodajemy sok z cytryny. Podajemy posypaną posiekanym szczypiorkiem i w towarzystwie chipsów z tortilli.



Smacznego!

czwartek, 14 marca 2013

Owsiane z rodzynkami

Przyznajcie się, kto po takim tytule nie pomyślałby o ciasteczkach? To chyba pierwsze, co również mnie przyszłoby na myśl, ale... Nie tym razem ;) Wczoraj przez cały dzień miałam ochotę na coś słodkiego. Myślałam co by tu zrobić i wymyśliłam. Obiad na słodko! Jadacie takie? My bardzo rzadko, ale czasami można sobie pozwolić na małe łasuchowanie. Danie, które dzisiaj chcę Wam przedstawić jest trochę deserowe, a już na pewno zdecydowanie bardziej śniadaniowe lub podwieczorkowe. (Jada ktoś jeszcze podwieczorek?) Na obiad także się sprawdziło, ponieważ jest dość sycące. Wie ktoś co mam na myśli? Placuszki! Trochę bardziej w stylu amerykańskich pancake, ale o wzbogaconym wnętrzu. Dziś proponuję opcję z dodatkiem płatków owsianych i rodzynek. Swoje podałam ze świeżym bananem, ale mogą występować także w towarzystwie innych owoców, bitej śmietany, syropu klonowego, płynnego miodu, czekolady lub po prostu cukru pudru. Jednak gdy wybieramy zdecydowanie słodkie dodatki, warto zmniejszyć ilość cukru w cieście. Nasze były w sam raz. Delikatnie słodkie i bardzo dobre. Zapraszam na przepis.

Owsiane placuszki z rodzynkami

porcja dla dwóch głodnych osób



Będziemy potrzebować:
  • 1 szkl. mąki pszennej
  • 1 szkl. płatków owsianych (ja użyłam górskich)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3 łyżki cukru (u mnie puder, ale to chyba nie ma większego znaczenia)
  • szczypta soli
  • ok. 80 g rozpuszczonego masła
  • 1 kopiasta łyżka kwaśnej śmietany 18%
  • 2 jajka
  • 1 szklanka mleka
  • olej do smażenia (opcjonalnie)

Dodatkowo:
  • 2 banany pokrojone w cienkie plasterki
  • dowolne dodatki wedle uznania

Przygotowanie placuszków jest dziecinnie proste. Najpierw w misce mieszamy wszystkie suche składniki: mąkę, płatki, proszek do pieczenia, cukier i szczyptę soli. Jajka roztrzepujemy ze śmietaną i dodajemy wraz z rozpuszczonym masłem do mieszanki suchych składników. Mieszamy, a następnie dodajemy 3/4 szklanki mleka. Ponownie mieszamy i sprawdzamy konsystencję ciasta. Jeśli jest jeszcze bardzo gęsta dodajemy resztę mleka. Całość jeszcze raz mieszamy. Smażymy spore placki na suchej lub bardzo delikatnie natłuszczonej patelni na rumiano. Podajemy przełożone plasterkami bananów.



Smacznego!

sobota, 9 marca 2013

Boskie ciasto czekoladowe z kremem bananowym oraz polewą czekoladowo-orzechową

Wczoraj upiekłam absolutnie fantastyczne ciasto czekoladowe. Nareszcie wyszło takie, jakie od dawna mi się marzyło. Ciasto czekoladowe to była do tej pory trochę taka moja pięta achillesowa. Próbowałam wielu przepisów, niby sprawdzonych i świetnych, ale zawsze coś było nie tak lub czegoś mi brakowało. Tym razem mogę śmiało powiedzieć: to jest to. Nie miało to być lekkie i puszyste ciasto biszkoptowe, ale też nie bardzo ciężkie brownie (choć do tego jest trochę zbliżone). Chciałam, żeby było intensywne w smaku i bardzo wilgotne. Udało się! Przepis to kompilacja kilku receptur. Główny zamysł pochodzi jednak z przepisu, który kiedyś, bardzo dawno skądś spisałam. Nie pamiętam, czy to była książka, czy może gazeta, czy ktoś mi go podyktował. Próbowałam sobie coś przypomnieć, przeglądałam przepisy, w pobliżu których się znajdował, ale nic mi do głowy nie przychodzi. No trudno, nic nie wymyślę. Mogę jedynie zaprosić na naprawdę pyszne ciasto, z równie dobrym kremem i polewą (mojego pomysłu).

Torcik czekoladowo-bananowy

podane składniki wystarczą na upieczenie okrągłego ciasta o średnicy 24 cm



Do przygotowania ciasta należy przygotować:
  • 200 g ciemnej, dobrej jakości czekolady (np. 70% kakao)
  • 200 g masła
  • 1/2 szklanki mleka
  • 1 szklankę mąki tortowej
  • 1 łyżeczkę proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 szklankę brązowego cukru trzcinowego demerara
  • 1/3 szklanki białego cukru
  • 3 kopiaste łyżki dobrej jakości kakao
  • 3 jajka
  • 3 kopiaste łyżki kwaśnej śmietany 18%

Do kremu:
  • 250 g serka mascarpone
  • 4 dojrzałe banany
  • ok. 4-6 płaskich łyżek cukru pudru (ilość w zależności od upodobań)
  • ok. 1 łyżki soku z cytryny
  • opcjonalnie: 1,5 łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w 2-3 łyżkach wody

Do polewy:
  • 100 g mlecznej czekolady
  • 2 łyżki lekko solonego masła orzechowego typu crunchy (z kawałkami orzeszków)

Połamaną czekoladę, masło i mleko umieszczamy w rondelku, stawiamy na malutkim ogniu i cały czas mieszając, rozpuszczamy. Odstawiamy do lekkiego ostygnięcia. W tym czasie w misce mieszamy mąkę, proszek do pieczenia, sodę, kakao oraz oba cukry. Jajka wbijamy do miseczki, dodajemy śmietanę i roztrzepujemy widelcem. Do mieszanki z mąką najpierw dodajemy jajka i śmietanę, chwilę miksujemy na małych obrotach, a następnie dodajemy rozpuszczoną czekoladę z masłem i mlekiem. Jeszcze trochę miksujemy, do uzyskania jednolitej masy, ale nie na najwyższych obrotach. Ciasto przekładamy do tortownicy, wyrównujemy powierzchnię i wstawiamy do nagrzanego do 150 stopni piekarnika. Pieczemy ok. 1 godz. i 10 min. Sprawdzamy patyczkiem i jeśli trzeba, dopiekamy jeszcze 5-10 min. Studzimy w wyłączanym i uchylonym piekarniku. Ciasto może odrobinę opaść (1-1,5 cm), ale nie za bardzo. Zostawiamy do całkowitego ostygnięcia.

W tym czasie banany dokładnie rozgniatamy widelcem i skrapiamy sokiem z cytryny (moje mimo wszystko nieco zbrązowiały w kremie, nie mam pojęcia dlaczego). Serek mascarpone miksujemy z cukrem, dodajemy banany i jeszcze chwilę miksujemy. Krem jest dość luźny, jeśli chcemy, by był bardziej sztywny, dodajemy rozpuszczoną żelatynę, mieszamy i odstawiamy do lodówki.

Polewa jest banalnie prosta, ale niesamowicie dobra. (P. smakowała tak bardzo, że zażyczył sobie krem o takim smaku. Następnym razem na pewno tego spróbuję.) W rondelku należy umieścić masło orzechowe z połamaną czekoladą i dokładnie rozpuścić. Polewa ma mieć jednolity kolor i małe grudki  (kawałki orzeszków ziemnych). Przed polaniem ciasta, należy ją delikatnie ostudzić, by trochę zgęstniała.

Upieczone i wystudzone ciasto przekrawamy na pół. Na dolną połowę wykładamy krem, wyrównujemy i przykrywamy górną częścią ciasta. Całość ozdabiamy polewą. Na początek proponuję wylać ją na środek i delikatnie rozprowadzić na brzegi. Inaczej zbyt dużo może spłynąć, a tym sposobem polewa będzie równomiernie rozprowadzona i utworzy ciekawą dekorację ciasta.

Opis przygotowania torciku jest dość długi, ale tak naprawdę nie zajmuje to zbyt dużo czasu i wbrew pozorom, wcale nie jest takie trudne. Serdecznie polecam, bo ciasto jest naprawdę przepyszne. Po prostu palce lizać! Zresztą myślę, że zdjęcia Was przekonają. Nie dość, że torcik jest po prostu aż za dobry, to jeszcze ślicznie wygląda :)




Czekoladowo-bananowa pycha :D

Miłego weekendu!

piątek, 8 marca 2013

Wyjątkowa kolacja

Kiedy w moim życiu dzieje się coś ważnego, zawsze lubię to odpowiednio uczcić. Dni, które są dla mnie w jakiś sposób wyjątkowe, wymagają równie wyjątkowej oprawy. Wtedy zawsze sprawdzi się dobra kolacja (lub obiad). Zwykle jadamy kurczaka, ewentualnie jakieś mielone mięso, rzadko ryby. Dlatego padło właśnie na nie. Na szczęście niedawno otworzyli w naszej okolicy sklepik, gdzie można dostać świeże ryby. Gdy tam poszłam i zobaczyłam piękne filety z łososia, w jednej chwili wiedziałam, co zrobię. Tym razem postanowiłam przyrządzić danie bardzo proste, ale równie smaczne. Nie wymaga wielu skomplikowanych składników, nie wymaga też wielkich umiejętności. Łosoś sam w sobie jest tak pyszny, że nie potrzebuje wielu dodatków, jest prawdziwym królem. Do tego pieczone ziemniaczki i obiad gotowy. Można przygotować do tego jeszcze jakąś prostą sałatę, można podać świeżego pomidorka lub inne warzywa, jednak tym razem pozostałam przy łososiu i ziemniakach, które i tak jadamy bardzo rzadko. Dziś zapraszam na wyjątkową kolację, którą ugotowałam (a właściwie upiekłam ;)) dla wyjątkowej osoby w nasz wyjątkowy dzień...

Łosoś w papilotach z pieczonymi ziemniaczkami

porcja dla dwóch osób



Będziemy potrzebować:
  • 2 filety z łososia (wielkość wedle zapotrzebowania, nasze były naprawdę duże i stąd również taki czas zapiekania)
  • 6 niewielkich ziemniaków
  • dobrej jakości masło
  • cytryna
  • przyprawy: sól morska, świeżo mielony, kolorowy pieprz, suszony tymianek)

Mój łosoś niestety posiadał ości, a ja nie zjem ryby, która ma ości. Jest jednak na to prosty sposób. Ości w łososiu są dość chętne do współpracy. Wystarczy pęseta i chwila cierpliwości. Palcami można łatwo wyczuć wszystkie ości, później należy je tylko złapać pęsetą i wyciągnąć. Po sprawie. To nie zajmuje dużo czasu, a uważam, że warto się tym zająć. Następnie każdy filet z łososia układamy na sporym kwadracie skropionej oliwą aluminiowej folii spożywczej (takiej do zapiekania), oprószamy solą, pieprzem, tymiankiem i odstawiamy na bok (można do lodówki).

Ziemniaki obieramy i przekrawamy na pół. Każdą połówkę nacinamy głęboko w poprzek, układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, również oprószamy solą, pieprzem i tymiankiem, a na wierzchu każdego ziemniaczka układamy niewielki kawałek masła. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 180 stopni.

Po ok. 15 min. od wstawienia ziemniaków do piekarnika na każdym filecie z łososia układamy dwa cienkie plasterki cytryny, a na wierzch również kawałek masła. Z folii tworzymy jakby kieszonkę, łącząc wszystkie jej brzegi. Trzeba jednak pamiętać, by nie zacisnąć folii i aby wewnątrz została wolna przestrzeń. Wtedy łosoś się nie wysuszy (dzięki gromadzącej się w środku parze) i pozostanie niezwykle delikatny.

Po ok. 20 min. od wstawienia, ziemniaki obracamy na drugą stronę i dokładamy papiloty z łososiem. Pieczemy kolejne 20 min. Po tym czasie wszystko powinno być gotowe, dobrze jednak sprawdzić, czy łosoś się dopiekł. Nasze filety były naprawdę duże, a po tym czasie oba były dobre. Można ewentualnie na koniec otworzyć paczuszki z łososiem, by trochę się zarumienił. Trzeba wtedy koniecznie uważać, by nie zostawiać go tak na dłużej niż 5 min. Szybko może się wysuszyć, a nie ma nic gorszego. Papiloty przekładamy na talerz, dodajemy ziemniaki i gotowe.



Proste, dość szybkie, a jakie pyszne. Tak przygotowany łosoś jest bardzo aromatyczny, delikatny, wręcz rozpływający się w ustach. Natomiast ziemniaki smakują niemal jak z ogniska (słowa mojego P., a ja w pełni się z nim zgadzam). Razem tworzą duet doskonały :)

Smacznego!

czwartek, 7 marca 2013

Kurczak najlepszy pod słońcem

Dlaczego najlepszy? Bo pysznie soczysty i delikatny, podany w towarzystwie doskonałego (moim zdaniem) sosu. Dla mnie stał się przełomowym odkryciem, dla P. powrotem do trochę już zapomnianego smaku sprzed lat. Sos nie przypomina niczego, co do tej pory miałam okazję spróbować i jest absolutnie wspaniały. Co to za sos? Sos z orzeszków ziemnych. Część z Was pewnie już go zna, a dla części to nowość taka jak dla mnie. Powiem tyle, to był strzał w dziesiątkę! P. opowiadał mi o tym sosie już kilka razy, zawsze się zachwycając, dlatego postanowiłam w końcu go przyrządzić. Poczytałam trochę, dowiedziałam się, że sos bywa nazywany satay lub sate, ale w obu przypadkach receptura i główny zamysł są bardzo podobne. Przeczytałam także, że taki sos podawany jest zazwyczaj do szaszłyków z kurczaka, ale na nie nie miałam ochoty. Sporządziłam więc listę zakupów, pomyślałam, pogłówkowałam, popróbowałam i dziś mam przyjemność zaprosić na...

Kurczaka w sosie z orzeszków ziemnych z pieczonymi ziemniakami

porcja dla dwóch osób + trochę na później



Do sosu należy przygotować:
  • 2 piersi z kurczaka
  • 5-6 niewielkich ziemniaków
  • przyprawy: sól, pieprz, słodką, mieloną paprykę
  • oliwę z oliwek

Do sosu:
  • 7 kopiastych łyżek masła orzechowego z kawałkami orzechów (najlepsze będzie domowej roboty, ale i z kupnego wyjdzie)
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 1/2 papryczki piri piri lub innej pikantnej (ja użyłam takiej z zalewy)
  • 3-4 łyżki sosu chili (ja dodałam czarny sos chili Tao Tao)
  • 2 spore ząbki czosnku
  • 3 płaskie łyżeczki cukru
  • 2 łyżki masła
  • mleko (bardzo trudno podać mi dokładną ilość, było go sporo, ale tyle by sos był gęsty, myślę, że ok. 1 szklanki, może nieco ponad)
  • słodka, mielona papryka (dużo, nie odmierzałam, ale były to na pewno 3 łyżeczki lub nawet więcej)
  • 1 łyżka soku z cytryny

 Do marynaty:
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • ok. 1 łyżeczki słodkiej, mielonej papryki
  • odrobina soku z cytryny (ja raz ścisnęłam cytrynę nad miseczką, więc wyszło tego nie więcej, niż 1 łyżeczka)

Kurczaka należy oczyścić, odkroić tak zwane polędwiczki i każdy kawałek delikatnie roztłuc. W miseczce wymieszać sos sojowy z oliwą, kurczaka oprószyć papryką, włożyć do miseczki z marynatą, dokładnie wymieszać (tak, by kurczak był całkowicie pokryty) i odstawić na minimum 1 godz. do lodówki.

Ziemniaki obieramy, kroimy w ćwiartki. Blachę wykładamy papierem do pieczenia, skrapiamy oliwą i układamy na niej kawałki ziemniaków. Oprószamy je solą, pieprzem i papryką. Mieszamy, by całe pokryły się przyprawami i oliwą. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Od czasu do czasu należy je obrócić, by rumieniły się równomiernie.

Przygotowujemy sos. Papryczkę i czosnek drobno siekamy. Masło orzechowe z 4 łyżkami mleka umieszczamy w garnku o grubym dnie i mieszamy. Czekamy aż masło się rozpuści i połączy z mlekiem, dodajemy pozostałe składniki, ciągle mieszając. Sos niestety lubi przywierać. Dodajemy jeszcze trochę mleka (ja za każdym razem dodawałam 4-5 łyżek). Cały czas mieszamy i próbujemy. Według własnych upodobań możemy dodać więcej lub mniej sosu sojowego i chili, a także cukru czy soku z cytryny. Dodajemy jeszcze mleka. Za każdym razem, gdy go dodamy, sos będzie się rozrzedzał, ale po chwili gęstniał. Ja dodawałam go do momentu, kiedy uznałam, że jest wystarczająco kremowy. Gotowy sos odstawiamy i zajmujemy się z powrotem naszym kurczakiem. Przekładamy go na rozgrzaną patelnię i smażymy z obu stron po 1 min. Następnie umieszczamy go w niewielkim naczyniu żaroodpornym ( z pokrywką) i przykrywamy. Po 30 min. od wstawienia do piekarnika ziemniaków, wstawiamy do niego również kurczaka. Pieczemy razem jeszcze 15 min. Dzięki takiej obróbce kurczak pozostaje delikatny i soczysty. Podajemy od razu, z przygotowanym wcześniej sosem.



Mnie i P. danie smakowało naprawdę bardzo, baaardzo. Na pewno powtórzę je jeszcze nie raz. Sos świetnie pasuje do kurczaka i pieczonych ziemniaków. Świetnie sprawdzi się także do frytek. Może wydawać się to dziwne, ale pasuje także do pizzy :) Mogę go teraz wychwalać pod niebiosa i rozpływać się nad jego walorami smakowymi, ale... Myślę, że nikt nie ma ochoty tego czytać ;) Mimo to mam nadzieję, że wypróbujecie mój przepis, bo według mnie naprawdę warto.

Smacznego!

niedziela, 3 marca 2013

Niebanalne mielone vol. 4 + prosty sos cebulowy

Tym razem proponuję mięso mielone w trochę innej formie. Z dużą ilością warzyw i ziarnami słonecznika, ale za to bez dodatku tłuszczu, bo pieczone. To taka moja wersja klopsa czy pieczeni (nazewnictwo wedle uznania). Do mięsa ugotowałam trójkolorowy makaron, który polałam delikatnym sosem cebulowym. Powstało z tego całkiem ciekawe danie, a co najważniejsze można je przygotowywać na wiele różnych sposobów. Zarówno wnętrze klopsa może być za każdym razem inne, jak i dodatki. Miałam ochotę zrobić do niego pyzy lub kopytka, ale miałam za mało czasu. Gdybym się na to uparła, zjedlibyśmy pewnie ok. północy ;) Myślę jednak, że następnym razem na pewno tego spróbuję. Tymczasem zapraszam na mój najnowszy sposób na mielone...

Klops mięsno-warzywny z makaronem i sosem cebulowym




Na klops będziemy potrzebować:
  • 500 g mielonego mięsa wieprzowego (ja użyłam mięsa z szynki)
  • 2 marchewki
  • 1 pora
  •  1/2 puszki kukurydzy
  • 100 g łuskanego słonecznika
  • 2 jajka
  • 1 małą bułkę (kajzerkę)
  • ok. 3 łyżek bułki tartej
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól, świeżo mielony, kolorowy pieprz, ewentualnie ulubione zioła

Na sosik:
  • 1 dużą cebulę
  • 2 łyżki masła
  • 2 łyżki mąki
  • mleko (tyle, by uzyskać odpowiednią konsystencję)
  • przyprawy: sól, pieprz, gałkę muszkatołową, cukier
  • olej do smażenia

Dodatkowo:
  • ok. 300 g makaronu

Piekarnik nastawiamy na 180 stopni. Marchewki ścieramy na grubych oczkach, pora kroimy w piórka. Bułkę namaczamy w wodzie (lub mleku, jak kto woli), a po chwili odciskamy. Wszystkie składniki umieszczamy w sporej misce i wyrabiamy do uzyskania w miarę jednolitej konsystencji. Doprawiamy i to właściwie tyle. Jeśli klops będziemy piec w tradycyjnej blaszanej lub szklanej formie, należy ją posmarować cienko olejem i posypać bułką tartą. Ja część piekłam w formie silikonowej i w takim wypadku nie trzeba tego robić. Masę mięsno-warzywną przekładamy do przygotowanej formy, lekko dociskając i wyrównując powierzchnię. Z wierzchu można posypać go bułką tartą. Moja forma jest dość krótka, więc musiałam użyć dwóch. Dlatego jeden zrobiłam z bułką tartą, a drugi bez. Klops wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 60 min.

Od tej chwili klops robi się już sam, a my możemy ugotować makaron i przygotować sos, który jest równie prosty. Cebulkę kroimy w kostkę i krótko podsmażamy na rozgrzanym oleju. Dodajemy płaską łyżeczkę cukru, sól oraz pieprz i jeszcze chwilę smażymy, ale nie dopuszczamy, by cebulka się zrumieniła. Jeśli długo pozostaje twarda, możemy podlać ją wodą i trochę poddusić. Powinna wtedy szybciej zmięknąć. Do cebulki dodajemy masło, czekamy aż się rozpuści i dodajemy mąkę. Dokładnie mieszamy tak, aby maka wchłonęła całe masło. Teraz po troszeczku dolewamy mleko, cały czas mieszając. Doprawiamy gałką muszkatołową i ewentualnie solą czy pieprzem. Sos powinien być dość gęsty, ponieważ na koniec dolejemy do niego sos, który wytworzył się w trakcie pieczenia klopsa (w przypadku silikonowej formy może się to okazać nie lada wyzwaniem ;)).

Klops z bułką tartą na wierzchu...
...i bez. Oba bardzo smaczne.

Gdy klops już się upiecze, odstawiamy go na chwilę, a następnie sosik, który pływa w formie, zlewamy do sosu cebulowego (można przecedzić przez sitko). Podajemy pokrojony na dość grube plastry, w towarzystwie makaronu polanego sosem. Klops zdecydowanie lepiej kroi się następnego dnia lub kiedy pozwolimy mu dłużej odpocząć, dlatego spokojnie można go przygotować dzień wcześniej albo jako obiad dwudniowy. Świetnie się w tej roli sprawdzi.

Miłej niedzieli!

sobota, 2 marca 2013

Popołudniowe ciasteczka do kawy

Dawno mnie nie było, ale to był baaardzo pracowity tydzień. Mam nadzieję, że teraz uda mi się trochę odsapnąć i ponadrabiać wszelkie zaległości. Doszłam jednak do wniosku, że najpierw muszę się z Wami podzielić ciasteczkami, które przed chwilą upiekłam. Wyszły naprawdę dobre, wręcz idealne do popołudniowej kawy, herbaty lub (tak jak w moim przypadku) do kakao czy gorącej czekolady. Są dość twarde i chrupkie, ale środek jest miękki i delikatnie ciągliwy. Mowa oczywiście o biscotti. To takie ciasteczka do maczania. Można je spotkać zarówno jasne, jak i ciemne (czekoladowe), zazwyczaj z dodatkiem orzechów. Moje są dość tradycyjne, bo dodałam do nich sporo bakalii i skórkę z cytryny, przez co w całym domu pięknie pachnie, a ciastka mają fajny aromat. My zjedliśmy już kilka, teraz pora podzielić się przepisem.

Bakaliowe biscotti




Potrzebujemy:
  • 300 g mąki
  • 3 duże, roztrzepane widelcem jajka
  • 100 g cukru
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/4 łyżeczki drobnej soli
  • 100 g dużych rodzynek
  • 100 g daktyli
  • 100 g orzechów laskowych
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
  • odrobina mleka lub 1 białko



Piekarnik ustawiamy na 180 stopni Celsjusza. Mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sodę i sól umieszczamy w sporej misce. Dodajemy jajka i skórkę z cytryny, zagniatamy. Po uzyskaniu gładkiego ciasta odstawiamy je na ok. 5 min. W tym czasie połowę orzechów kroimy grubo, a drugą połowę mielimy w blenderze lub ugniatamy w moździerzu. Daktyle pozbawiamy pestek i kroimy w poprzek na trzy. Bakalie wgniatamy do ciasta i dzielimy je na trzy części. Z każdej formujemy wałeczek o średnicy ok. 3-4 cm. Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Smarujemy roztrzepanym białkiem lub ewentualnie mlekiem i pieczemy 20 min. Po tym czasie wałeczki wyjmujemy i zostawiamy do delikatnego ostygnięcia. Kiedy już da się wziąć je do ręki, kroimy na ukos na dość grube plastry. Powinny mieć ok. 2,5 cm. Tak przygotowane biscotti z powrotem układamy na blasze i pieczemy dalsze 15 min. Po tym czasie ciasteczka wyjmujemy z piekarnika i studzimy na kratce.

Biscotti polecają się na niedzielę!

Smacznego!