sobota, 22 czerwca 2013

Truskawki z bitą śmietaną po mojemu :)

Ostatnio trochę mniej u mnie słodkości, bo i z czasem trochę krucho. Bywają dni, kiedy ledwo zdążę zrobić nam coś na obiad, a zdarzają się i takie, gdy muszą wystarczyć kanapki. Jednak o ile dobrze pamiętam to ostatnie smakołyki w postaci kruchych ciasteczek z dżemem były na Dzień Dziecka. Trochę dawno ;) Dlatego na ten weekend postanowiłam przygotować coś słodkiego. Wprawdzie znów jest to przepis z tych mega błyskawicznych, ale przecież efekt się liczy, a efekt moim zdaniem jest świetny. Wykorzystałam znany już Wam patent z deserów budyniowych (1 i 2), jednak tym razem jest to coś zupełnie innego. Również ma dwie warstwy, ale na tym oraz na sposobie podania podobieństwa się kończą. Dziś gwiazdą wieczoru (no dobra, popołudnia) są truskawki. Dlaczego? Bo przygotowałam z nich nie jedną, a obie warstwy tego cuda. Pierwszą stanowi intensywnie owocowy i pachnący mus, a drugą lekka i puszysta pianka. Doskonałe połączenie. Pyszny deser. Do tego prosty i szybki, a gdy temperatura za oknem przekracza 30 stopni będzie wręcz idealny :)

Truskawkowa pianka na truskawkowym musie

4 duże, dwuwarstwowe desery + 2 mniejsze z samą pianką



Należy przygotować:
  • ok. 700 g umytych i pozbawionych szypułek truskawek + kilka do dekoracji
  • 500 ml schłodzonej śmietanki 30 lub 36%
  • cukier puder do smaku (może być również zwykły)
  • 4 łyżeczki żelatyny rozpuszczone w 1/4 szkl. wody

Truskawki kroimy na pół lub na mniejsze części i dokładnie miksujemy w blenderze. Słodzimy do smaku, dodajemy rozpuszczoną (nie gorącą!) żelatynę. Mieszamy dokładnie. Do 4 sporych szklanek lub salaterek nalewamy trochę musu (ok. 1/3 całości) i wstawiamy na 20 min. do zamrażalnika. W tym czasie ubijamy na sztywno śmietanę i delikatnie łączymy ją z resztą zmiksowanych truskawek. W razie potrzeby dosładzamy i wstawiamy na chwilę do lodówki. Gdy mus w szklankach się schłodzi i lekko zetnie, nakładamy drugą warstwę. Wygładzamy powierzchnię i tak przygotowany deser chowamy do lodówki na co najmniej kilka godzin, a najlepiej na całą noc. Przed podaniem dekorujemy plasterkiem świeżej truskawki.

Smacznego!





P.S. Mnie nie udało się rozłożyć do szklanek całej truskawkowej pianki i trochę zostało. Dlatego pokroiłam na niewielkie kawałki jeszcze kilka truskawek, dodałam je do pianki i wymieszałam, a całość przełożyłam do filiżanek. na wierzchu ułożyłam jeszcze po połówce truskawki i również schowałam do lodówki. Obie wersje deseru wyszły super, jednak jeśli do pianki dodacie kawałki truskawek, musicie pamiętać, że one na pewno puszczą sok i deser nie zetnie się całkowicie. Na pewno nie tak, jak wersja bez kawałków owoców. Mnie to nie przeszkadzało, ale gdybyście chcieli uzyskać nieco sztywniejszą konsystencję, radzę dodać dodatkową porcję żelatyny (1-2 łyżeczki powinny wystarczyć).


piątek, 21 czerwca 2013

Kurczak na sałacie, czyli obiad w upalny dzień

Uff jak gorąco. Na dworze ledwo da się wytrzymać, ale jakkolwiek by było mamy wreszcie lato. Już pierwszego dnia powitało nas gorącym, parnym, odrobinę burzowym powietrzem i chociaż należę raczej do ciepłolubnych osób, to chyba jednak umiar jest wskazany we wszystkim. Kto lubi, jak mu pot kapie z nosa? No kto? Chyba że podczas ćwiczeń. Wtedy to już co innego ;) Poza tym ciągle słyszę, że w taką pogodę, to nikomu nic się nie chce. Ok, w tym akurat coś jest. Mnie w taki skwar na pewno nie chce się stać w kuchni przy rozgrzanej i rozpalonej kuchence. Jeść też jakby trochę mniej się chce. Na pewno odeszła ochota na ciężkie, gęste, pikantne i gorące. Już wcześniej pisałam, że największym dobrodziejstwem obecnej pory roku są warzywa i owoce. Do tej pory jeszcze mi się chciało wykorzystywać je do gotowania i pieczenia, ale teraz zarządzam strajk. Najlepsze jedzenie na taki upał? Zielone, surowe i ekspresowe :) Taka jest moja dzisiejsza propozycja. Kusi kolorem i lekkością sezonowych warzyw w towarzystwie aromatycznego kurczaka. Uwodzi aromatem oliwy z oliwek z cytrusową nutką, która całości nadaje ciekawego charakteru. Po prostu zestaw idealny. Jest to obiad z cyklu w mniej niż pół godziny, a jednocześnie porcja zdrowia na talerzu. Nie ma w nim zbędnych zapychaczy, a przy tym syci i satysfakcjonuje. Coś mi się wydaje, że tego typu dania będę teraz serwować znacznie częściej ;) A może i Was zainspiruję?

Grillowany kurczak na wiosennej sałacie

porcja dla 4 osób



Będziemy potrzebować:
  • 2 spore piersi z kurczaka
  • 1 główkę sałaty lodowej
  • 2 nie za duże ogórki
  • 1 pęczek rzodkiewek
  • 1 sporą młodą cebulkę ze szczypiorkiem
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz
  • cytrynową oliwę z oliwek z pierwszego tłoczenia (może być też zwykła z dodatkiem soku i otartej skórki z cytryny)

Piersi z kurczaka myjemy i oczyszczamy, a następnie przekrawamy każdą wzdłuż. Powstałe w ten sposób kotleciki oprószamy solą i pieprzem oraz skrapiamy cytrynową oliwą i odstawiamy do lodówki (dobrze byłoby co najmniej na 2 godz., ale jeśli nam się spieszy, to chociaż na czas przygotowania sałaty). Warzywa dokładnie myjemy. Sałatę rwiemy na mniejsze kawałki, ogórki i rzodkiewki kroimy w półplasterki, a cebulkę w piórka. Szczypiorek siekamy dość grubo (lub jak kto lubi). Wszystkie umieszczamy w sporej misce, delikatnie doprawiamy solą i pieprzem, a także skrapiamy aromatyzowaną oliwą. Mieszamy i odstawiamy do lodówki. Kurczaka szybko obsmażamy na grillu elektrycznym lub na patelni. Zdejmujemy i dajemy chwilę odsapnąć. W tym czasie na talerze nakładamy spore porcje warzyw. Po kilku (2-3) minutach kurczaka kroimy w skośne plastry i układamy na sałacie. Gotowe :)


Prawda, że wygląda zachęcająco? :)

Smacznego!

czwartek, 20 czerwca 2013

Sos bardzo pomidorowy i klopsiki drobiowe

Czy Wy również uwielbiacie klopsiki? Ja i P. na pewno :) Można je robić z różnymi dodatkami i w przeróżnych sosach, co daje niemal nieskończone możliwości. Na moim blogu możecie już znaleźć tradycyjne klopsiki tymiankowe w pysznym pieczarkowym sosie, drobiowe klopsiki w sosie pomidorowo-warzywnym z rodzynkami oraz te same klopsiki w prostym sosie cebulowo-pietruszkowym, a także nieco bardziej niezwykłe klopsiki curry z dodatkiem imbiru w kremowym i delikatnym sosie o tym samym smaku. Te ostatnie niedługo będę musiała powtórzyć, bo są niesamowite. Mówię Wam, pychotka :) Do tej pory nie było jednak na blogu mojego nr 2 w tym temacie (nr 1 to zdecydowanie curry). Mianowicie klopsików w sosie bardzo pomidorowym :) Są one nie tylko smaczne, ale i lżejsze od tradycyjnych. Sos przygotowujemy bez dodatku śmietany, masła czy mąki, za to z dużą ilością pomidorów. To na pewno duża zaleta zarówno dla osób na diecie, jak i dla tych, odżywiających się normalnie. Ja chyba odnalazłabym się gdzieś pośrodku. Od jakiegoś czasu staram się jeść zdrowiej. Nie stosuję żadnej diety. Co to, to nie. Jednak zaczęłam przygotowywać moje dania nie tylko z myślą o smaku, ale także z myślą o zdrowiu. Nie dodaję tłuszczu tam, gdzie nie jest on konieczny. Sosów staram się nie zagęszczać mąką, a cukier i sól ograniczyłam jeszcze bardziej niż przedtem. Uważam, że to dobry pomysł. Na pewno nie zaszkodzi, a jedynie może trochę pomóc. Wiosna i lato są bardzo dobrą porą do zmiany nawyków żywieniowych, bo czy można się oprzeć tym kolorowym i soczystym warzywom i owocom? Ja nie mogę :)

Klopsiki w sosie pomidorowym

porcja dla 4-5 osób



Potrzebujemy:
  • 450-500 g mięsa mielonego z kurczaka
  • 1 jajko
  • ok. 3-4 łyżki bułki tartej (w zastępstwie polecam mielone płatki owsiane) + trochę bułki tartej/mąki razowej do obtoczenia klopsików
  • 4 niewielkie cebulki dymki ze szczypiorem
  • 1 puszkę krojonych pomidorów (ja użyłam takich z bazylią, bo akurat takie zalegały u mnie w szafce, ale w sezonie najlepsze będą oczywiście świeże)
  • 100 g dobrego koncentratu pomidorowego
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz, 1-2 łyżeczki cukru (opcjonalnie i tylko jeśli pomidory są bardzo kwaśne)
  • do podania: kaszę gryczanę, kuskus, brązowy ryż lub pełnoziarnisty makaron (co tam akurat macie pod ręką)
  • świeże zioła do posypania gotowego dania (u mnie bazylia)
  • olej do smażenia

Cebulki siekamy w kosteczkę, szczypiorek kroimy dość drobno. Dymki oraz szczypior łączymy z mielonym mięsem, jajkiem i bułką tartą. Masę dokładnie mieszamy, a następnie formujemy z niej niewielkie klopsiki, które obtaczamy w bułce tartej. Na głębokiej patelni rozgrzewamy niewielką ilość oleju i podsmażamy nasze mięsne kulki ze wszystkich stron na rumiano. Kiedy już ładnie zbrązowieją dodajemy pomidory z puszki (lub posiekane świeże) oraz koncentrat pomidorowy z 3-4 łyżkami wody. Sos doprawiamy solą, pieprzem i cukrem. (Jeśli użyliśmy pomidorów w puszce bez dodatku ziół lub świeżych, to teraz możemy dodać szczyptę ulubionych.) Całość dusimy ok. 15-20 min (do zgęstnienia sosu). Podajemy np. z kaszą gryczaną i posiekanymi ziołami.


Drobiowe klopsiki, lekki sos i kasza gryczana = pyszny i zdrowy obiadek :)

Smacznego!

wtorek, 11 czerwca 2013

Niebanalne mielone vol. 5 + młoda kapustka z koperkiem

Jakiś czas temu zrobiłam przepyszne kotlety. No po prostu niebo w gębie ;) Stało się jednak tak, że przepis zapisałam, zdjęcia zrobiłam, ale nie miałam motywacji albo chęci albo weny albo tego wszystkiego na raz, by brać się za pisanie posta. No i w taki sposób przepis przeleżał już jakiś czas, a ja co trochę do niego wracałam, przeglądałam zdjęcia i na tym się kończyło. Wreszcie dziś powiedziałam sobie: dość tego. Gwiazdą dzisiejszego wieczoru będzie mięso mielone z kurczaka i szpinak. Pyszny, zdrowy i zielony, tak jak te kotleciki. Kiedy je robiłam, nie było jeszcze u mnie w sklepach świeżego szpinaku i w przepisie znajdziecie mrożony. Zachęcam jednak do korzystania ze świeżego. Sama muszę zrobić te kotlety jeszcze raz, bo są naprawdę świetne i tym razem nie sięgnę już po mrożonkę. Mrożone warzywa pozwoliły mi jakoś przetrwać przydługą i przynudzającą zimę, ale teraz pora na to co świeże, pachnące i takie kolorowe. Dlatego dziś polecam soczyście zielone kotleciki z równie zielonym dodatkiem :)

Kotlety drobiowo-szpinakowe + młoda kapustka

kotlety robiłam na dwa dni, więc porcja jest spora, przynajmniej dla 4-5 osób, ale kapustki wystarczy raptem dla 2



Do zrobienia kotletów należy przygotować:
  • 450 g mielonego mięsa z kurczaka
  • 450 g mrożonego szpinaku (jeśli będziecie używać świeżego, to ważne jest, by było go tyle samo co mięsa)
  • 1 jako
  • 3-4 łyżki bułki tartej + trochę do obtoczenia kotletów
  • 125 g mozarelli
  • 1-2 ząbki czosnku
  • przyprawy: sól morska, świeżo mielony czarny pieprz, gałka muszkatołowa
  • olej do smażenia
  • 1 łyżka masła

Do kapustki:
  • 1 niewielka główka młodej kapusty
  • 1 pęczek koperku
  • 3 łyżki masła
  • 1 łyżka mąki
  • przyprawy: sól, pieprz, cukier

Kapustę oczyszczamy z wierzchnich liści, myjemy i szatkujemy, usuwając głąb. Koperek siekamy. W sporym garnku roztapiamy łyżkę masła i dodajemy kapustę. Chwilę podsmażamy, a następnie dolewamy ok. 3/4 szkl. wody, przykrywamy i dusimy ok. 10-15 min. (jeśli mamy starszą kapustę, to dłużej). Doprawiamy do smaku solą, pieprzem i ewentualnie odrobiną cukru. W tym czasie na patelni roztapiamy 2 łyżki masła, dodajemy 1 łyżkę mąki i podsmażamy, aż się ładnie zarumieni. Dolewamy trochę wody z kapusty (stopniowo, a na początku niewiele, ok. 1 łyżkę), mieszamy i dodajemy do podduszonej kapusty. Całość jeszcze chwilę dusimy, dodajemy posiekany koperek i, jeśli jest to potrzebne, jeszcze raz doprawiamy.

Rozmrożony szpinak podsmażamy z łyżką masła. Doprawiamy solą, pieprzem, gałką muszkatołową i przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Odstawiamy do ostygnięcia. Mozarellę ścieramy na dużych oczkach tarki. Mięso mielone, szpinak, mozarellę, bułkę tartą i jajko łączymy i dokładnie mieszamy. W razie potrzeby doprawiamy solą i pieprzem. Z masy formujemy niewielkie kotleciki, które następnie obtaczamy w bułce tartej i smażymy na niewielkiej ilości oleju na złoto-brązowo. Podajemy z przygotowaną wcześniej kapustką.


Co powiecie na taki zielony obiadek? ;)

Smacznego!

niedziela, 9 czerwca 2013

Makaron z cukinią, papryką oraz mielonym mięsem

Dziś jeszcze jedna propozycja na szybki obiad z wykorzystaniem sezonowych warzyw i makaronu. Tym razem postawiłam na paprykę i cukinię, za którą tęskniłam całą zimę. Teraz mogłabym ją jeść cały czas :) Na szczęście to bardzo wdzięczne warzywo i można ją łączyć z wieloma różnymi dodatkami. Oprócz wspomnianej już papryki, towarzyszyły jej pomidory, makaron, mielone mięsko z kurczaka oraz natka pietruszki. Wyszło pysznie, zdrowo i kolorowo, czyli tak, jak lubię najbardziej. Teraz, gdy stragany uginają się od warzyw i owoców, staram się jeść ich jak najwięcej. To naprawdę świetna pora roku, by naładować się witaminami i pozytywną energią :) Wszyscy wiemy, że je się również oczami, dlatego kolorowy talerz jest dla mnie tak ważny. Mam nadzieję, że dzisiejszy przepis (a także kilka kolejnych) będzie dla Was barwną inspiracją na letni posiłek.

Makaron z warzywami i mięsem mielonym

porcja dla 4 osób



Będziemy potrzebować:
  • 1 niezbyt dużą cukinię
  • 1 czerwoną paprykę
  • 1 cebulę
  • 1 puszkę pomidorów (lub koncentrat pomidorowy lub świeże pomidory)
  • 1 pęczek natki pietruszki
  • ok. 450 g mielonego mięsa z kurczaka/indyka
  • 400 g makaronu
  • przyprawy: sól morską, świeżo mielony czarny pieprz, 1 płaską łyżeczkę cukru (opcjonalnie i tylko wtedy, gdy pomidory są mocno kwaśne)
  • 1-2 łyżki oleju do smażenia

Paprykę i cukinię kroimy sporą w kostkę, cebulkę w drobniejszą. Natkę siekamy. Makaron gotujemy według instrukcji na opakowaniu. W tym czasie na głębokiej patelni (lub w garnku o grubym dnie) rozgrzewamy olej i podsmażamy cebulkę. Kiedy się zeszkli dodajemy mięso mielone. Smażymy ok. 5 min., a następnie dodajemy paprykę i jeszcze chwilę dusimy (ok. 3-4 min.). Po tym czasie dodajemy cukinię oraz pomidory, a także doprawiamy solą, pieprzem i jeśli jest to potrzebne, cukrem. Gdy warzywa zmiękną (ale wciąż będą dość jędrne), dodajemy ugotowany al dente makaron oraz natkę pietruszki (zostawiamy trochę do dekoracji). Mieszamy dokładnie. Danie podajemy na ciepło, posypane pozostałą natką.


Pysznie, zdrowo, kolorowo, a do tego prosto i szybko :)

Smacznego!

czwartek, 6 czerwca 2013

Błyskawicznie i zdrowo

Zdrowy, zbilansowany i do tego szybki posiłek. Niemożliwe? Możliwe! Do tego jaki pyszny i aromatyczny :) Po takim jedzonku uśmiech mam niemal przyklejony do twarzy. Co to takiego? Szpinakowe pesto. Jest naprawdę rewelacyjne i to ono występuje dziś w roli głównej. Planowałam podać je z razowym makaronem, wiedziałam jednak, że dla mojego P. muszę dorzucić jakieś mięcho. Padło na grillowanego kurczaka, bo chudziutki i robi się go błyskawicznie. Cały obiadek jest gotowy w jakieś 15 min. To świetna propozycja, gdy brakuje czasu na długotrwałe gotowanie. Nie warto wtedy wrzucać w siebie byle czego, jeśli w parę chwil możemy mieć pełnowartościowy posiłek, który da nam siłę i energię na resztę dnia. No i jest taaaki dobry :) Tak, tak, wiem, powtarzam się, ale smak dzisiejszego obiadu przebił moje najśmielsze oczekiwania. Takie pesto robiłam sama po raz pierwszy. Wiedziałam, że mnie będzie smakować, bo w pesto zakochałam się już dawno temu. Zależało mi jednak na tym, by przekonać do niego P., a trochę się o to obawiałam. Na szczęście danie obroniło się samo i przekonywać wcale nie musiałam. Przed nami jeszcze wiele smaków do wypróbowania, ale dziś zapraszam na wyśmienite...

Pesto szpinakowe z razowym makaronem oraz grillowaną piersią z kurczaka

porcja dla 2 osób




Potrzebujemy:
  • ok. 200-250 g świeżego szpinaku
  • garść migdałów (ok. 30 g)
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 4 łyżki wody (można dodać ciut mniej, ale mój blender inaczej nie daje rady)
  • 2 małe ząbki czosnku
  • garść liści świeżej bazylii (ja użyłam ok. 12)
  • ok. 50 g dobrego żółtego sera (najlepiej łagodnego i kremowego)
  • ok. 150-200 g dowolnego razowego makaronu (ilość wedle zapotrzebowania)
  • 1 dużą pierś z kurczaka (moja miała ok. 300 g) lub 2 mniejsze
  • przyprawy: sól morską i świeżo mielony czarny pieprz

Pierś z kurczaka przecinamy wzdłuż (dobrze, gdy kotleciki są mniej więcej jednakowej grubości, ponieważ przy smażeniu/grillowaniu będą wtedy gotowe oba równocześnie), oprószamy solą i pieprzem i odstawiamy na chwilę do lodówki. Makaron gotujemy al dente w dobrze osolonej wodzie (czyli ciut krócej niż podają na opakowaniu). Podczas gdy będzie się gotował przygotowujemy pesto i kurczaka. Migdały prażymy chwilę na suchej patelni i odstawiamy by trochę przestygły. Szpinak płuczemy i usuwamy z niego najtwardsze łodyżki. Czosnek kroimy w cienkie plasterki. Ser trzemy na tarce na małych oczkach. W blenderze umieszczamy najpierw migdały, które dokładnie mielimy. Następnie dodajemy szpinak, bazylię, czosnek, oliwę, wodę, ser, a także sól i pieprz. Wszystko mielimy do momentu uzyskania jednolitej konsystencji. W razie potrzeby doprawiamy solą i pieprzem. Kotleciki z kurczaka smażymy/grillujemy z obu stron, a następnie zdejmujemy z patelni/grilla elektrycznego i odstawiamy na chwilę, zanim je pokroimy.





A teraz mała dygresja: ja piersi z kurczaka przyrządzam od niedawna w urządzeniu 3w1 do robienia tostów. Miałam do niego dołączone także wkłady do robienia gofrów i właśnie do grillowania. Zazwyczaj uważam, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, ale to urządzenie podbiło moje serce. Piersi z kurczaka są gotowe w 3-4 min., a tak soczystych jeszcze nigdy nie jadłam z patelni czy piekarnika. Poza tym jest to rozwiązanie zdecydowanie najszybsze i nie wymaga dodatku tłuszczu. Dla mnie rewelacja :)

Ugotowany makaron łączymy z 4 czubatymi łyżkami pesto (resztę przekładamy do słoiczka i przechowujemy 2-3 dni w lodówce). Podajemy z pokrojonym na skos kurczakiem. Jeśli zrezygnujecie z mięska, makaron można dodatkowo posypać odrobiną żółtego sera, parmezanu lub posiekanych migdałów.


Smacznego!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Kruche ciasteczka z okienkiem, czyli druga część naszego menu na 1 czerwca + druga nominacja do Liebster Blog Award

Co to byłby za Dzień Dziecka bez słodkości? Żaden! I chociaż raczej duże z nas "dzieci", to chyba jeszcze czujemy, że to również nasze święto ;) Dlatego dla mojego Łasucha (i dla mnie też) przygotowałam małe, słodkie co nieco. Pomysł miałam już od dawna. Nie mam w prawdzie potrzebnych sprzętów, czyli foremek do wykrawania ciastek, ale i tak sobie poradziłam. Niech żyje pomysłowość! Z opakowania po jogurcie wycięłam okrąg i spinaczami do papieru uformowałam z niego pożądanej wielkości serduszko (można również użyć taśmy klejącej, ale chwilowo jej także nie miałam). Z okręgiem nie było problemu, ponieważ szklanki w domu posiadam. W taki sposób udało mi się zrealizować mój niezbyt wyszukany, ale jednak uroczy pomysł. Ciacha wyszły delikatne i kruchutkie, a przepis? Wykorzystałam moją ulubioną metodę, czyli "na oko" ;) Na szczęście wszystko się udało i mogliśmy zajadać takie śliczne słodkości...

Idealnie kruche ciasteczka z dżemem

z przepisu wyjdzie ok. 25 sporych, podwójnych ciastek



Do zrobienia ciasta należy przygotować:
  • 300 g masła
  • 400 g mąki pszennej
  • 150-200 g cukru
  • 2-3 żółtka (w zależności od wielkości jajek)
  • spora szczypta soli

Do przełożenia:
  • ulubiony dżem (ja użyłam powideł śliwkowych i bardzo prostego dżemu z 3 łodyg rabarbaru i 3 łyżek cukru)

Mąkę przesiewamy na stolnicę, dodajemy sól, cukier, robimy dołek i wbijamy żółtka. Dodajemy pokrojone w kostkę, zimne masło i zaczynamy zagniatać ciasto, początkowo przecierając w palcach mąkę i cukier z masłem, a później ugniatając wszystko do uzyskania jednolitego i gładkiego ciasta. Z tak przygotowanej masy tworzymy kulę, którą owijamy folią spożywczą. Chłodzimy w lodówce ok. 1 godz. (Ciasto można przygotować dzień wcześniej i na noc włożyć do lodówki. Wtedy przed wałkowaniem należy je wyjąć ok. 0,5 godz. wcześniej, bo inaczej będzie zbyt twarde.) Schłodzone ciasto wałkujemy na grubość 4-5 mm i wykrawamy z niego pożądane kształty. Ja szklanką wycięłam koła, a w połowie z nich zrobiłam okienko w kształcie serca. Wycięte kształty układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do lodówki jeszcze na ok. 10 min. Po tym czasie zimną blachę z ciasteczkami wkładamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy ok. 12 min. Po upieczeniu ciacha zostawiamy na kilka minut na blasze, a do całkowitego wystygnięcia przekładamy je na kratkę. Na koniec całe kółeczka smarujemy dżemem i przykrywamy tymi z okienkiem. Prawda, że proste? I do tego jakie śliczne! Nawet przy użyciu mojej koślawej "foremki" ;)




Z podanego przepisu można lepić również takie cuda,
ale bez wyciskarki/szprycy zajęłoby to pół dnia.
Dlatego takie ciacho powstało tylko jedno, z końcówki ciasta :)
Moja pomysłowa i bardzo oryginalna foremka ;)

Smacznego!

PS. Wspomniany dżem rabarbarowy robi się bardzo szybko i prosto. 3 łodygi rabarbaru wystarczy pokroić na ok. 0,5 cm kawałki (jeśli jest młody, to nie trzeba go wcale obierać) i wraz z 3 łyżkami cukru i ok. 2-3 łyżkami wody umieścić w niewielkim rondelku, a następnie dusić do uzyskania dżemowej konsystencji. Taki dżem możemy później pasteryzować lub nie. Z podanej ilości składników wychodzi go niewiele, więc ja przełożyłam go po prostu do wyparzonego słoiczka i przechowywałam w lodówce. Pycha :)

***

Dostałam drugą nominację do Liebster Blog Award! :))) Tym razem od Ani z bloga: http://ania-gotuje.blog.pl. Jako że kilka dni temu nominowałam już do tego wyróżnienia wybrane przeze mnie blogi, tym razem odpowiadam tylko na pytania. Pozdrawiam serdecznie Anię i wszystkich czytelników, a poniżej zamieszczam pytania i moje odpowiedzi:

1.  Od kiedy gotujesz?

Niemal od dziecka ;) Naprawdę nie potrafię podać nawet przybliżonej daty. Chyba od zawsze ciągnęło mnie do kuchni, a odkąd tylko mogłam, próbowałam swoich sił w pieczeniu i gotowaniu.

2. Co w kuchni sprawia Ci największą przyjemność?

Wszystko :) Ale chyba taką naprawdę największą, to jednak wymyślanie nowych potraw.

3. Czy jest jakiś produkt bez którego nie wyobrażasz sobie kulinarnego życia?

Na pewno bez ziół i przypraw, bo to one "tworzą" danie, a poza tym, to chyba jeszcze bez mąki! ;)

4. Co skłoniło Cię do blogowania?

Impuls. Często tworzę w kuchni nowe przepisy, ale później zdarza mi się je zapominać i nie potrafię już ich odtworzyć. Blog pomógł mi je zarchiwizować i zebrać w jednym miejscu :)

5. Ile czasu poświęcasz blogowi?

Różnie, ale zazwyczaj tylko kilka godzin tygodniowo (napisanie jednego posta to 1 do 1,5 godz.) i chociaż często chciałabym więcej, to jednak praca i inne obowiązki zajmują mi sporo czasu.

6. Kulinarny autorytet?

Jest ich sporo, ale jeśli muszę już wybrać, to pewnie nie będę oryginalna. Gordon Ramsay i Nigella Lawson.

7. Ulubiony blog ( prócz swojego ;) …

Dużą inspiracją jest dla mnie Kwestia Smaku. Poza tym to pierwszy blog kulinarny, który poznałam.

8. Twoja ulubiona potrawa to?

Powtórzę to, co napisałam już wcześniej. Nie mam jednej. Naprawdę, nie potrafię wybrać. Kocham domową pizzę, makarony, risotta i sałatki, a jeśli chodzi o słodkości, to domowy budyń oraz ciasta z kremem. Jeśli już musiałabym coś wybrać, to stawiałabym jednak na łososia w papilotach z masełkiem cytrynowym i pieczone ziemniaczki :)

9. Ulubiony przepis

Klasyczne risotto, bo daje niemal nieograniczone możliwości.

10. Nie lubię/nie zjem…

Hmm... Chyba nie ma zbyt wielu rzeczy, których nie lubię i których bym nie spróbowała. No chyba, że to coś byłoby żywe i ruszało mi się na talerzu. Wtedy raczej bym tego nie tknęła.

11. Największa kulinarna porażka?

Jak chyba każdy, miałam kilka wpadek. Najczęściej wtedy, gdy próbowałam ściśle trzymać się jakiegoś zupełnie nowego przepisu. W taki sposób powstały kiedyś rybno-chlebowo-warzywne kotlety, które ani nie smakowały, ani nie wyglądały. Jakoś je co prawda przełknęliśmy, ale od tej pory zawsze dokładnie analizuję nowe przepisy, zanim wezmę się do gotowania.

niedziela, 2 czerwca 2013

2w1 czyli pizza pieróg

Ja i P. uwielbiamy pizzę. Obydwoje jesteśmy także wielkimi miłośnikami pierogów. Wczorajszy Dzień Dziecka świętowaliśmy więc z udziałem pysznej, domowej i pełnoziarnistej calzone :) Może to nic odkrywczego, ale ja robiłam ją w domu po raz pierwszy. Trochę martwiłam się o to, czy wyjdzie i jak będzie smakowała, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Pizzowe pierogi wyszły dość ładne i zgrabne, a do tego sycące. Wydawało mi się, że po dwa na pewno damy radę zjeść, ale już po jednym byliśmy najedzeni. Na szczęście nie mam tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu dziś również mogliśmy delektować się smacznym obiadkiem, a jutro zabierzemy po jednym pierogu do pracy. Natomiast jeśli chodzi o samo ciasto, to postanowiłam trochę poeksperymentować. Sporo ostatnio o tym czytałam i zamiast zrobić moje tradycyjne ciasto na pizzę, nieco je zmodyfikowałam. Mianowicie dodałam do niego jajko i pominęłam mleko (zamiast niego użyłam po prostu więcej wody). Efekt? Tak przygotowane ciasto jest bardziej kruche i w moim odczuciu do calzone sprawdza się wręcz rewelacyjnie :) Jeszcze jedną innowacją, było dla mnie użycie drożdży instant. Zawsze używałam świeżych, jednak tym razem zapomniałam o nich na zakupach i gdy już myślałam, że nici z planowanego obiadu, znalazłam w szufladzie te sproszkowane. Ciasto wyrosło na nich, a później upiekło się bardzo ładnie, zupełnie tak samo, jak to na świeżych. Jedyną różnicą, którą zauważyłam był brak intensywnego drożdżowego zapachu. Gotowa pizza nie ma również charakterystycznego, drożdżowego posmaku. Niektórzy tego nie lubią i wtedy będzie to na pewno plus. Mnie ten zapach i smak nie przeszkadza, a nawet go lubię. Muszę jednak przyznać, że drożdże instant nie zawiodły i na pewno do nich wrócę. Podsumowując, calzone wyszła przepyszna. W prawdzie jest to nieco bardziej pracochłonna wersja pizzy, ale godna polecenia. Zobaczcie sami.

Pełnoziarnista calzone z kiełbasą

przepis na 8 sporych pierogów



Będziemy potrzebować:
  • 2,5 szkl. pełnoziarnistej mąki pszennej
  • 1,5 szkl. mąki pszennej
  • 1 jajo
  • 1 szkl. ciepłej wody
  • 6 łyżek oliwy lub oleju + trochę do posmarowania miski i gotowych pierogów
  • 8 g drożdży instant

Dodatkowo:
  • 200 g koncentratu pomidorowego
  • ok. 150-200 g tartego żółtego sera
  • mały pęczek natki pietruszki
  • 1 niewielką paprykę
  • garść oliwek
  • 2 garści krojonego ananasa z puszki
  • sporą laskę kiełbasy
  • przyprawy: sól, pieprz, 1 łyżeczkę cukru

Wszystkie składniki na ciasto umieszczamy w sporej misce, mieszamy drewnianą łyżką, a po chwili wyciągamy masę na blat/stolnicę i zagniatamy elastyczne ciasto. Miskę delikatnie natłuszczamy, przekładamy do niej ciasto, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce. Czekamy aż co najmniej podwoi lub potroi swoją objętość. W tym czasie przygotowujemy składniki do nadzienia i sos. Natkę pietruszki siekamy drobno i łączymy z koncentratem oraz 3-4 łyżkami wody. Dodajemy pieprz, sól i cukier, mieszamy. Paprykę kroimy w kostkę, oliwki w plasterki. Jeśli ananasa mamy w plastrach, to kroimy go na mniejsze części. Kiełbasę kroimy w półplasterki lub kostkę i podsmażamy na patelni do zrumienienia. Gdy ciasto wyrośnie, dzielimy je na 8 równych części. Każdą rozwałkowujemy w owal o grubości ok. 5 mm. Połowę każdego owalu smarujemy sosem (zostawiając ok. 1 cm brzegu) oraz posypujemy serem. Na ser nakładamy wybrane dodatki (ja zrobiłam calzone w dwóch wersjach: kiełbasa, papryka, oliwki i kiełbasa, papryka, ananas) i dokładnie zlepiamy brzegi (tak samo jak w przypadku zwykłych pierogów). Powstały brzeg możemy jeszcze zawinąć do środka lub zrobić z niego falbankę. Jak kto lubi, jak kto umie. Myślę, że mnie, jak na pierwszy raz, wyszło to całkiem nieźle (miejscami tylko przedziurawiłam ciasto paznokciami, ale to akurat nie wpłynęło na smak dania ;)). Tak przygotowane pierogi można jeszcze posmarować delikatnie oliwą (lub rozmąconym jajkiem). Calzone pieczemy do zrumienienia, czyli 20-25 min. w 200 stopniach. Podajemy same, z ulubionymi sosami lub keczupem.



Wygląda apetycznie, prawda? ;)

Smacznego!

PS. Mała rada dla tych, którzy calzone będą robić po raz pierwszy. Rozwałkowany placek na pieróg dobrze jest ułożyć sobie od razu na papierze do pieczenia. Gdy już nałożymy na niego wszystkie składniki i zlepimy, może być nam ciężko go przenieść. Nasze calzone podczas przenoszenia na pewno stracą ładny kształt lub, co gorsza, mogą się nawet rozpaść, a tego przecież nie chcemy ;)